ŻYLI DŁUGO I ZŁOŚLIWIE

Drzeć koty i chandryczyć, w drodze na udry.


    Niech przysłowia kto się czubi ten się lubi, zazdrość z cudzego dobra się rodzi, czy złe rozmowy psują dobre obyczaje, będą podstawą do krótkich refleksji, o których porozprawiam. A rozprawiać jest o czym, tym bardziej, że nie ma ogólnej instrukcji obsługi człowieka, która pasowałaby do każdego pojedynczego egzemplarza. Moment niechlubnej odpowiedzi "dość" badamy zazwyczaj na czuja. Zakładam, że nie posiadamy nadprzyrodzonych mocy czytania w myślach. Dlatego, można drobiazgowo pytać otoczenie delikwenta. Po dobremu, dla dobrych przecież celów (ku chwale? na pohybel?). Jeszcze lepiej, pytając, jego jednego, wprost.


    A tu, reakcje rozpościerają niejednolite skrzydła. Mianowicie, Twojej lekko znerwicowanej byłej, może na widok Twojej obecnej i Ciebie pławiących się w uczuciu zadrgać z żółci powieka, podczas gdy następna, napije się z Wami wódki i pożyczy na szczęście. Tak samo, nie narazisz zwalnianego pracownika na zapalenie wyrostka, jeśli zamiast litanii skarg i zażaleń pojawi się orzeczenie o Twojej finansowej na niego niegotowości. Albo też, ocalisz zbolałe serce rodzicielki, jeżeli w zamian za arogancję ciągnięcia z jej finansowych zasobów emerytalnych, pociągniesz siebie do zarobienia własnych pieniędzy i zaproszenia ją na obiad.

    No i te wszystkie drobnostki - złośliwostki. To, że mam z nimi problem, znaczące niedopowiedzenie. W końcu nie wiadomo, po której najmniejszej nawet szpili, nastąpi gromkie i ostateczne "dość". Bez wiedzy o tym, szkoda ryzykować jakąkolwiek grzejącą serce znajomość. Równie niełatwo posługiwać się płynnie i bez dotkliwego urażania osób trzecich sztuką ironii, sarkazmu, żartów, żarcików. Zasada jest niezwykle prosta, nie umiemy - nie śmieszkujemy. Jest za to spore, często niezagospodarowane, poletko niepodszyte cynizmem, drwinami i szyderą. Można je dokumentnie uprawiać, w razie niedoborów, jego się domagać.


    Korzystając z kreatywności córek jednego z czołowych tatusiów blogosfery (superTATA.tv), nazwijmy je miłościzną. W moim mniemaniu, miłościzna to nic innego jak dbanie o siebie i swoje otoczenie. Płynne nasączanie go dobrem, w postaci jaka jest nam najbliższa. Drobne rzeczy, małe gesty - liczą się jak najbardziej. Zamiast jadowitości, pogardy, kpin. Inna wartość dodana? Sytuacja, w której śmiechom nie będzie końca. Nigdy zaś nie wiesz komu smsem, mailem zachwytu, czułym słowem, zrobisz dzień. A na pewno, nie dowiesz się dopóki nie sprawdzisz, na skórze własnej czy innych. To jak, komu dziś robisz dzień??

AJ