JUŻ MNIE NIE KOCHASZ

Coś bym Ci powiedziała, ale Ci nie powiem.


    Jako zwolenniczka równowagi, niekoniecznie dobrze znoszę zarzuty o niedbanie, niekochanie, niedocenianie, niezauważanie. Konkretnie mam na myśli sytuacje, w jakich osoba z którą jestem w bliskim związku, czy to miłosnym czy też koleżeńskim, co i raz, lub całkiem znienacka, robi prywatny żal za grzechy. Rzecz jasna, moje grzechy. Można wśród nich znaleźć zarówno myśli, mowy, uczynki, jak i zaniedbania. Czyli wszystkie części składowe, które wypływają w zbiorczym zarzucie. Dodajmy, zarzucie toksycznie jednostronnym. Zanieczyszczone przeterminowanym żalem i skrzętnie skrywanymi bolączkami działo, niestety rani dwukrotnie bardziej niż to, kiedy na bieżąco oczyszczasz wzajemne złogi niedopowiedzeń. Co więcej, może ucierpieć Wasza dalsza relacja.

    Bo jak ma się czuć osoba, wstaw dowolne imię, której po miesiącach, roku, latach, mówisz że zeszłej wiosny, tej pamiętnej nocy, tym jednym słówkiem, przebiłeś ją na wskroś? Nie jestem w stanie wcielić się we wszystkie osoby, jednak jako osoba na takie sytuacje reaguje nad wyraz alergicznie. Bowiem żal za grzechy, bezsprzecznie działa w dwie strony i powoduje zatrucia, od których na samą myśl robi się niedobrze. To znaczy osoba, która zarzut Ci robi, widocznie ma w obowiązku szczegółowe poinformowanie Cię o tym jak źle się prowadzisz, więc zrzuca z siebie ciężar, robi to wyłącznie "dla Twojego dobra" i na koniec dodaje, że ideałem to Ty nie jesteś i nie jest tak jak kiedyś. Jedynie z tym ostatnim ma rację, bo po tej rozmowie, jest całkiem duża szansa, że jak kiedyś już nie będzie.

"Nie jesteś jak zupa pomidorowa.
Nie wszyscy muszą Cię lubić." Joanna Pachla, blog Wyrwanezkontekstu.pl

    Gdyż druga strona barykady to Ty. Oniemiały z zaskoczenia, że jak to, że ale dlaczego, że co proszę. Masz prawo czuć się oszukany, zlekceważony i lekko nie w sosie, chyba że masz w sobie dystans rodem z Monty Pythona. Jeśli nie masz, dopiero nad nim pracujesz, albo zarzut to mieszanka wybuchowa, masz prawo, a w zasadzie obowiązek, odwrócić się na pięcie i oddalić w celu zasięgnięcia kilku haustów świeżego, niedosięgniętego smogiem powietrza. Ten rytuał pozwoli Ci na nieuderzenie osoby, która działo wytoczyła, ale także, na drobiazgowe przemyślenie, o co tu w zasadzie chodzi. Niektóre wiekopomne zarzuty mijają się z logiką (uwaga red.). Jeśli zbliżasz się do spokoju kwiatu lotosu, czego Ci szczerze gratuluję, możesz poczuć w trzewiach, że ucierpiało coś więcej niż Twój dobry słuch, a Ty nie zamierzasz kiwnąć palcem by ocalałe resztki jakkolwiek ratować.

    Co więcej, wcale się nie zdziwię jeśli tak zrobisz. A zrobisz to nie z egoizmu, złego wychowania czy lenistwa, ale pewnej banalnej wykładni, wedle której, o czym na dodatek jestem przekonana, nie wszystkie znajomości mogą przetrwać wieki. Niektóre zgładzi sezon, a z innych, zwyczajnie się wyrasta. Nie namawiam tym samym do zaprzestania kontaktów ze znajomymi i oburzania się na pojedyncze słówka, ale raczej, na czyszczenie otoczenia ze zbędnych złogów niedopowiedzeń i skrywanych bolączek w trybie pilnym, czyli na bieżąco. Bo działa wytoczone po miesiącach, roku, latach, to przekazy niestrawione, po których cierpi cała relacja, często miesiące, rok, lata. W moim przypadku, dochodzi jeszcze uczucie permanentnego zniechęcenia do osoby, która w tak niefartowny sposób, postanowiła wytoczyć ewidentnie toksyczne zaszłości.


    Dodatkowo, czemu przyglądamy się rzadziej, a zdarza się często, w podobnych przypadkach występuje nierówność relacji, w której jedno ciągnie drugie w dół, jeden wciąż ratuje drugiego, przeterminowany żal i skrzętnie skrywane bolączki kończą relacje, lub ludzie chcą się rozjechać w przeciwnych, wcale nie gniewnych kierunkach. I na całe szczęście, nie raz nie dwa, się rozjeżdżają. W zasadzie, nie widzę w tym nic zdrożnego. Ludzi nie da się do siebie zmusić, a odejście to czasami jedyna forma ochrony siebie samego, a co za tym idzie, własnych wartości i drogi, którą chcemy podążać. Analizując głębiej poprzednie zdanie, z niemałym rozrzewnieniem wspominam jednostki, a bardziej, osobliwe znajomości, których nie tyka czas. Te, w których nie ma miejsca na zgorzkniałe wyrzuty, jest za to przestrzeń na porozumiewanie się w sposób życzliwy, otwarty, z dużą dozą zrozumienia i znanego tylko zgromadzonym poczucia humoru. Nieliczne, które niczym konserwa, zniosą zmienną czasoprzestrzeń.

    Jest jeszcze coś, co w momentach owych rozstań trudno przyjąć z dystansem, a co także nieopatrznie, można potraktować nad wyraz osobiście. Nie chodzi o szantaże, wypominki i żale za grzechy, bo to dziecinne, ale stosunek do siebie samego w całym zamęcie wykluczenia. W końcach związków, zarówno miłosnych jak i koleżeńskich, bardzo rzadko chodzi bowiem o to jak nieidealny jesteś Ty, a bardziej, o brak ogólnej chemii czy dopasowania do potrzeb i wąskiej definicji poszukiwań danej osoby. Łatwo napisać, trudniej przyjąć, jednak znam osobiście słowo żegnam, a w kwestiach relacji polecam szybką weryfikację, która oszczędza zmartwień Tobie i ludziom wokół. Nie znaczy więc, że z daną osobą odchodzi wszystko co masz, bo wszystko co masz, to nadal Ty, to co zdążyłeś zbudować i Twoje osobliwe znajomości, których nie tyka czas. Te, w których jest przestrzeń na porozumiewanie się w sposób życzliwy, otwarty, z dużą dozą zrozumienia i znanego tylko zgromadzonym poczucia humoru. Nieliczne, które bez zarzutów i z wzajemnością, już kochałeś, nadal kochasz i kochać dalej będziesz.

AJ