Jak bohaterka z opowiadania Żeromskiego ma się do współczesnej Polki walczącej.
Siłaczka, licealna lektura, w której autor opisuje dwa podstawowe wątki, czyli Obareckiego i Brzozowską. Mimo, że ich historie są ze sobą związane, na potrzeby wpisu, zajmę się postacią żeńską. Dla przypomnienia, niejaka Brzozowska to kobieta o wielkich ideałach, o których mawiała już na studiach. Mimo choroby prowadzi piękną pracę oświatową wśród ubogich mieszkańców, uczy ich dzieci, wspiera starszych, a nawet w między czasie, udaje się jej napisać książkę. Całe swoje życie poświęca innym, zachowując najwyższe normy moralnego postępowania. Bohaterka, w dosłownym tego słowa znaczeniu, w skutek trawiącej ją od lat choroby, w końcu przedwcześnie umiera. Odchodzi. W samotności.
Nie można wyobrazić sobie smutniejszego zakończenia, w którym jak to tak, ale dobre osoby powinny przecież wieść dobre życie, bo karma, afirmacje, życzliwość wszechświata. W życiu realnym, niekoniecznie gorszym, ale momentami, znacznie bardziej uciążliwym, gdzie afirmacje to jedynie pomocna metoda, życzliwość wszechświata nie działa jak przepis na szczęście, a karma to filozoficzny wytrych, Brzozowska skończyłaby pewnie tak samo. Bo współczesna Polka walcząca może siłować się nie tylko z niesprawiedliwością świata, ale także, co smutniejsze, często z bandą chłopców w krótkich spodniach, którzy tę walkę traktują nad wyraz osobiście. Bowiem rejony od lat zarezerwowane dla mężczyzn, w płynny sposób przechodzą również w ręce kobiet. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie stary układ sił, wryty w umysły oderwanych od nowej rzeczywistości jednostek.
"Przez ostatnie 3000 lat cywilizacja zachodnia i poprzedzające ją cywilizacje, jak równie większość innych kultur, opierały się na systemach filozoficznych, społecznych i politycznych, w których mężczyźni, za sprawą swej siły, bezpośredniego nacisku lub rytuału, a także tradycji, prawa, języka, obyczaju i ceremoniału, wychowania i podziału pracy decydują o tym, jaką rolę mają kobiety odgrywać, a jakiej nie, przy czym płeć żeńska jest wszędzie klasyfikowana niżej niż męska." Fritjof Capry
Właśnie w nim, kobieta ma być przede wszystkim kobieca. Nieco infantylna, bezbronna i pozbawiona umiejętności decydowania o sobie. Ma łkać, wrzeszczeć, biadolić i być wiecznie niezdecydowana. Ma prawo głosu jedynie za sprawą mężczyzny z którym jest, a jeśli go nie ma, pewnie przeszła na ciemną stronę mocy. Jest delikatna jak źdźbło, bez mężczyzny ginie, o mężczyznę walczy, dla mężczyzny żyje, przez mężczyznę cierpi. Słowem, mężczyzna jest jej wybawieniem, ale także, jedyną szansą na lepsze życie, którego bez niego i tak wieść nie umie. Inaczej popadnie w obłęd lub pozostawiona sama sobie w końcu przejdzie na ciemną stronę mocy. Jednak taka kobieta to skarb. Nie będzie się buntować, bo i po co, nie będzie też wymagać, bo i dlaczego. Ma mężczyznę, więc jakoś to będzie.
Brzmi jak mrożący krew w żyłach opis szowinistycznej definicji kobiecości, lub inaczej, prawdziwie ujmująca charakterystyka postaci literatury kobiecej. Ku zdziwieniu, to także niestety, obraz kobiety w nielicznych, ale głośnych ,umysłach współczesnych Polaków. Obraz kobiety, która odzieje, nakarmi, wybaczy, napoi. Będzie przepraszać że żyje i dziękować, że był łaskaw zwrócić na nią uwagę. To także obraz kobiety, która ze strachu przed samotnością, odrzuceniem, staropanieństwem, zostanie w objęciach tego, którego zna, bez wnikania w jakość wzajemnej egzystencji. Przywiązanie będzie dla niej nie do przezwyciężenia, a łamanie kolejnych obietnic, zostanie nazwane niewinnym wykroczeniem. Co więcej, owa kobieta weźmie na swe barki ciężar niedomówień, zdrad, przykrości, niedojrzałości, a także nie straci wiary, że właśnie dla niej, na pewno się zmieni.
Wolałabym uznać poprzedni akapit za żart, ale niestety, realia pokazują co innego. Współczesne Brzozowskie, choć nie tylko one, (wrażliwi mężczyźni to nie mniej liczny fakt) dla dobra ogółu, społecznej aprobaty, lub ze strachu, nadal potrafią znieść nawet najokrutniejsze związkowe doświadczenia. Ci ludzie to oskarowi mistrze w bronieniu katów, jakimi bywają ich partnerzy, ale i wyrozumiałe matki/ojcowie, którzy nie widzą problemu, kiedy wypada wystawić walizki za drzwi. Nieświadomi własnych potrzeb przez lata kiszą się w relacjach bez cienia szansy na cokolwiek. Nie wiedząc jak to dalej będzie, zostają tu gdzie są, stopując swój rozwój, burząc własny spokój i raniąc drastycznie psychikę. Giną w otchłani miłości, która miłość, przypomina wyłącznie z nazwy. Nie śmiałabym wysuwać tak dalekich wniosków, gdybym nie umiała słuchać, zaniechała obserwacji i wiele z podobnych historii, nie znała osobiście.
Posilona wiedzą własną, ale i doświadczeniami znajomych, nierzadko załamuję ręce, kiedy to często rytm codzienności oddaje się w ręce horoskopu, a partnera na życie wybierają magiczne knowania losu. Na szczęście edukujemy się, jest więc liczniejsza drużyna, która twierdzi, że partnera na życie wybiera się świadomie, mając na uwadze dobro wspólne i chęć wypracowania własnego miłosnego scenariusza. Takiego, w którym kobieta jest daleka od masochistycznej histerii czy walki z wiatrakami, a bliższa czułemu partnerstwu, nie hamującemu rozwoju żadnej ze stron. Kobieta, która nie przeprasza że żyje a dziękuje wtedy kiedy widzi, że wzajemność rozkłada się równo dla każdej ze stron. To nadal kobieta, która odzieje, nakarmi, wybaczy, napoi, ale także ta, której granice są nieprzekraczalne, a zdrady, zwyczajnie niedopuszczalne. Bohaterka, w dosłownym tego słowa znaczeniu, która wskutek wzrastającej od lat świadomości, żyje, nie sama, lecz z nim, długo, rozwojowo i szczęśliwie.
AJ