Żeby nie było, że ludzie ludziom zgotowali ten los.
Poziom reakcji na wszelkie odstępstwa od normy (która sama w sobie jest zindywidualizowana) nastraja się wprost proporcjonalnie do rodzaju traumatycznego bodźca, przypisanej człowiekowi wrażliwości i poziomu stresu, jakiego skala rażenia zbiera żniwa w ciele, psychice czy przyszłych, podobnie kojarzonych wydarzeniach. To też jedni, po nieuczciwie zakończonym związku będą węszyć podstępy w każdym potencjalnym partnerze, podczas gdy inni, po miesiącu miłosnej abstynencji potrząsną głową, obetrą ze zdumienia oczy i z naturalnym dystansem zaczną ponownie randkować. Jedni i drudzy reagują we właściwy dla siebie sposób, konstruując destrukcyjne lub całkowicie budujące scenariusze. Koegzystując z drugim człowiekiem nie da się jednak przewidzieć całościowego przebiegu dalszych zdarzeń. Przy obietnicy ucięcia sobie kilku palców nie zagwarantuje się pewności, że to co łączy nas dziś, nie podzieli nas choćby jutro. Albo tego, że decydując się na przygodę życia, nie wyżłabiamy w ukochanym krateru partnerskiej katastrofy. O wiele trudniej przewidzieć też traumy, jakich nasza nieopatrzność przysparza innym. Wiele z nich zostawia blizny. A blizny, jak każda inna deformacja, rozwarstwiają człowieka. Oto, niektóre z nich.
NIELOJALNY MĄŻ LOJALNEJ ŻONY
Bo są i tacy. Panowie, którzy nie przywykli. Do czego jak czego, ale do wierności mają stosunek ściśle określony. Nazywają ją dewocją, a zasady wzajemnego współdziałania zamykają w instrukcji obsługi łóżkowego materaca. Lojalność właśnie, traktują nieobligatotyjnie. Za to żonę wybrali dobrą, niesprzeciwiającą się, która zamiast obnażyć szczeniactwo delikwenta, kryje go przed bliskim otoczeniem, przyjaciółkami, wpatrzoną w niego matką, a często, wmawia i sobie, że mu przejdzie. Że to dobry chłop, ale trochę łże, trochę pije, trochę bije, trochę go nie ma. Czasem się na niego zdenerwuje, bo już dość, bo ile można, bo życia szkoda, ale w odwecie za lojalność słyszy, że co to za wariactwa a i widziały gały co brały. W końcu zlękniona, bliska obłędu, myśli że z nią jest może coś nie tak, lub co gorsze, że nie zasługuje na lepiej. Jeśli nawet ktoś ją wyzwoli, lub sama ostatnim aktem odwagi zdecyduje się odejść, ma do przejścia kawał stromej drogi. Od kilometrów ponownego budowania tożsamości, po hektary wylanych łez, na milach powrotu szacunku do siebie samej kończąc. Ilekolwiek będzie to trwało delikwent wisi jej czas, który przy nim straciła, lub (wersja optymistyczna) ona wisi mu podziękowania, że się przy nim czegoś, w gorzki sposób, nauczyła.PANI PRZYJACIÓŁKA
Pani od siedmiu boleści. Jej boleści. Permanentnie nieszczęśliwa, stale oczekująca. Wysysa energię i najchętniej pożyczyłaby sobie Twojego kota, życie, chłopaka i resztę. Sama nie ma pomysłu, humoru, szczęścia, ani powodzenia też nie. Niedaleko pada inspiracja od kradzieży, więc bierze jak leci, nie podając źródła, bez refleksji o plagiacie. Bo pompatyczne malkontenctwo jest wpisane w jej egzystencję a wybawieniem na nie jesteś właśnie Ty, oraz Twoja odpowiedzialność za jej ewentualne nastroje. Im miększe masz serce, tym bardziej nasiąka trucizną. No i biada Ci prawa gołębico, jeśli nie ustawisz muru, który odseparuje Twoje osobiste skarby przed atakiem jej zachłannych oczu. Pani przyjaciółka jasno oddziela słowo bez od interesowność. W najlepszym wypadku, z braku korzyści płynących z Waszej relacji, odejdzie sama. Zionąć ogniem samotnie, lub na pastwiska innych, bardziej obfitych srok. Jedyne co możesz zrobić to zgubić telefon, nagrać automatyczną sekretarkę w innym języku lub o wiele wcześniej, podziękować za współpracę. Oraz, głównie dla Twojego zdrowia psychicznego, zauważyć, bez idealizacji i obwiniania się za przyjacielską klęskę, za jakie grzechy pchać się tam gdzie Cię nie chcą, lub co gorsza, trują."Mówiąc w skrócie: skrupulatnie pielęgnujemy ogromne luki w prawdzie, zamiast je uzupełniać nieprzyjemnymi i niewygodnymi szczegółami." z książki "Change Antything"
"Można zmniejszyć natychmiastową przyjemność, jaką czerpiemy z nałogu, przez połączenie go z bólem, jakiego w ostatecznym rozrachunku nam przysporzy." z książki "Change Antything"
SZEF NIE CZŁOWIEK
Predyspozycje do zarządzania kapitałem ludzkim, które nie idą w parze z konieczną dawką empatii i otwarcia na drugiego człowieka, wyrządzają ludziom krzywdę. A to, że człowiek umie wytresować miot wysoce agresywnych psów, nie świadczy o sukcesie w budowaniu zespołu w otwieranej chybcikiem firmie. Tresura ma się nijak do ludzi, a agresja stoi w opozycji do zarządzania. Co prawda szef wymagający jest często podporą pojedynczych karier, za to szef dyktator, te same kariery, może zetrzeć w proch, a i pewność siebie mocno poharatać. Tak samo jak szef się pastwiący, szef podburzający, szef przymuszający, czy ostatecznie, szef niedoceniający. Szef nie człowiek, przy którym serce bije szybciej i skraca oddech. Szef o zapędach ksenofobicznych, rasistowskich czy szowinistycznych. Ten, który dzwoni o każdej porze dnia i nocy, oczekuje mrówczej pracy z wróblą pensją, oraz ten, który dawno wszedł Ci na głowę, dobre samopoczucie i możliwości rozwoju. A w pracy, z toksycznym zwierzchnikiem, można się solidnie zasiedzieć. Chociażby ze strachu przed utratą stanowiska, dobrego imienia lub innych okoliczności pobocznych. W pracy z nim, można stracić kawał czasu, przejść przy okazji załamanie nerwowe, wypalenie zawodowe i rozkwit niewiary we własne siły.NIEOBECNYCH RODZICÓW MAM
Rodzicielscy dezerterzy to prawdziwie niepokojący fakt. Do tej grupy społecznej pałam sporym niezrozumieniem, a w osobnych przypadkach, wręcz wrogością. Nie ma we mnie zgody na nieodpowiedzialne, w całości nieobecne rodzicielstwo i historie pod tytułem tatuś wyszedł do kiosku i już nie wrócił. Mówię nie wszystkim ojcom i matkom, którzy nie raczyli unieść konsekwencji decyzji, jakiej zadaniem, oprócz połączenia płynów ustrojowych, jest mały człowiek i jego bezpieczny, lub całkiem rozchwiany start. Nie umiem, w żaden humanitarny sposób przyjąć do serca ludzi, dla których dziecko staje się rozgrywką w opłakanym zainteresowanych pożyciu. W sposób nieoceniający trudno też opisać skalę traumy i emocjonalnego kalectwa, jakie przysporzyć może owa nieobecność i powiązane z nią ściśle hipotetyczne dysfunkcje. Z drugiej strony rodzic, który z malcem zostaje, ma niełatwe, bardzo czujne zadanie, by nieobecność tego drugiego, jakoś zasklepić. Problem nieobecności drugiego rodzica dotyka szczególnie nasze rozwodzące się społeczeństwa lub pokolenia wychowane przez silne matki, z obecnością wyłącznie teoretycznego lub całkiem dezerterującego ojca. A pomyśleć, że można nim spróbować być, nawet po założeniu rodziny numer kolejno odlicz.Poziom reakcji na powyższe przykłady to nie tylko rzecz gustu. Czasem to słona lekcja, innym razem lata terapii, a jeszcze kolejnym, niezatarta blizna. Bo każdy reaguje we właściwy dla siebie sposób, konstruując destrukcyjne lub całkowicie budujące scenariusze. No i pamięć emocjonalna, która przechowuje nawet najdalszą, selektywnie dobraną prehistorię i momenty, w których czuliśmy się za sprawą poszczególnych osób w określony, przejmująco dobry lub dotkliwie zły sposób. Koegzystując z drugim człowiekiem nie da się jednak przewidzieć całościowego przebiegu dalszych zdarzeń ani tego, jak nasze podłe niesubordynacje wpłyną na jego jutro. To też jedni, po przyjacielskim oszustwie zamkną się na cztery spusty przed kolejną możliwością zbratania, kiedy inni, jeszcze w tym samym tygodniu umówią się na trzy spotkania, dwa lunche i jedną perspektywę wakacji. Nie da się jednak przewidzieć, po której stronie traumy nas rzuci, albo kogo, jak bardzo i na jak długo, rozwarstwi nieprzemyślane w skutkach komentarz, decyzja, unik. Zatem wnioskuję w eter, na wczoraj, i to bez wymówek, o zauważalność, dalekowzroczność i trochę serca. O myślenie zawczasu, nie tylko o sobie w roli głównej. Żeby nie było, że ludzie ludziom zgotowali ten los.
AJ