Wizerunek mężczyzny z filmów akcji przypomina typowego samca alfa, którego przyłbicą jest siła a tarczą stalowe emocje. Prawdziwe życie pokazuje coś innego, bo w pełną męskość prócz bojowości warto wpisać także uczucia.
fot. Sam Taylor- Johnson "Crying Men", Jude Law, 2003 |
Stereotypy nie biorą się znikąd. Najczęściej generalizują, jeszcze częściej krzywdzą. Wśród poszkodowanych na piedestał wynieść można mężczyzn. Oni od małego uczeni są pancerza, emocjonalnych blokad. Im nie wypada płakać, mieć problemów, martwić się. Ze wszech miar mają sobie radzić, być dzielni, twardzi niczym skała. Nie wolno im się mazgaić, mieć kłopotów, egzystencjalnych rozterek. Wrażliwość, delikatność, ciepło jest takie niemęskie, a zdolność współodczuwania czy przytulania takie podejrzane. Mężczyzna ma mieć jaja, najlepiej z żelaza, a serce wyłącznie z kamienia. Jakakolwiek słabość nie wchodzi w rachubę. Tylko taki brutal jest głównym bohaterem grzesznych fantazji. Tylko taki samiec sprawia, że poci nam się dolna część ciała a oczy wylatują z orbit. Jednak chwileczkę, czy na pewno mowa o mężczyźnie, czy tylko o jego oszukanym, dość ubogim, rozpowszechnianym wokół obrazie.
Zgoda, facet powinien być jakiś, ale w tej jakości równie ważne są emocje. Może być drwalem, strażakiem czy ratownikiem, niczym półnagi David Hasselhoff ze "Słonecznego patrolu". Niech ocieka zajebistością, bierze na klatę 100 kg w kilku seriach, jednym palcem strąca konkurentów. Czasem niech nawet wbije gwóźdź, potrafi dać w pysk lub walnie kilka głębszych. Znacznie lepiej gdy nauczy się bycia mężczyzną w pełni, zacznie korzystać z obydwu półkul. Pomiesza empatię z logiką i będzie używać mózgu, którego możliwości są nieskończone. Może też zamiast emocjonalnego chłodu proponować czułe ciepełko, a zwroty "o masz, znowu się niepotrzebnie przejmujesz" zastąpić krótkim "kochanie nie martw się, zadbam o to." Być mężczyzną w pełni nie jest łatwo, ale kto powiedział, że będzie lekko. Grunt to odwaga, także w kwestii uczuć. A uczucia to nie powód do wstydu.
A czymże jest prawdziwa męskość, jeśli nie wymieszaniem w odpowiednich proporcjach klasą i szaleństwem?" Andrzej Sapkowski
Problemy nie dzielą się na męskie i kobiece. One w gruncie rzeczy są takie same. Jedyna różnica kryje się w sposobie ich omawiania lub dopuszczania ich do świadomości. Kobieta jako ta stereotypowo wrażliwsza częściej domaga się wsparcia. Czuły i kochający mężczyzna owe wsparcie jej okaże. Wszystko składa się dobrze, bo taka sytuacja stwarza mu przestrzeń, w której zaopiekuje się swoją małą. Kobieta czuje się lepiej a wspomniany on, jak w piosence, staje się "lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły rok." Może jednak nadejść czas, kiedy możliwość pomocy niesiona niewiastom jest nieco osłabiona. Może się bowiem okazać, że on także ma jakieś problemy, że jego też dręczą zawiłości, że on także potrzebuje wsparcia i wiary. I co, skakać z mostu? Nic z tych rzeczy, don't panic. Autorefleksja częściowo załagodzi stan. Pomogą także szczerość wobec siebie i najbliższych, ale też danie sobie odpowiedniej ilości godzin czy dni, na mówienie o tym, z czym jest danemu osobnikowi szczególnie ciężko.
Kobieca chęć matkowania może wtedy być rozwiązaniem przypominającym trafianie jak kulą w płot. Wszystkie Matki Polki, dajcie mężczyznom czas. Jeśli zechce, zapyta, jeśli nie, widocznie tego czasu potrzebuje. Najprawdopodobniej umie mówić, także wystarczy zapytać, bez szafowania gotowymi rozwiązaniami. Nawet najdelikatniejsza sugestia może spowodować reakcję obronną lub w ostrych przypadkach, wycofanie w czeluście okupowanej od wieków jaskini. Dużo zależy od etapu, na którym mężczyzna znajduje się w swojej autorefleksji. Jeśli przejdzie warstwę "co mi wypada a co nie" i jest dość zaawansowany w myśleniu, poprawa nastroju pojawia się szybciej, a usunięcie kluchy w gardle pozwoli mu otwarcie mówić. Problemów nie rozwiązuje się szybko, takie podejście to jakby uznanie, że problemu w ogóle nie ma. Jeśli mężczyzna uzna "szybko się tym zajmę", to równie dobrze mógłby powiedzieć "chcę być nadal ślepy i głuchy". Przypadek rokujący znacznie groźniej niż marnie. Prościej w problemach uwzględnić siebie, nie silić się na udawanie i dostrzec co ma wpływ na to, jak dzieje się obecnie w moim życiu. W autorefleksji nietrafione jest zrzucanie na los, przypadki czy złe kobiety. Jeśli ja czuję się źle, to znaczy, że wszystkie wewnętrzne sygnały należy wziąć pod uwagę, traktując je jako szept podświadomości: "weź na siebie mniej."
"Facet i cierpienie? Wyjątkowe." Barbara Jasnyk
Dawniej standardy męskości były łatwiejsze do zrozumienia. Dżentelmeni silili się na zdobywanie kobiety bez używania narządów. Dziś sprawa nieco się gmatwa. Także w kwestii miłości, która jako uczucie jest czymś przypisywanym głównie kobietom. Błąd. Mężczyźni potrafią kochać. Też czują, także tęsknią. Sprawna erekcja nie jest gwarantem ich człowieczeństwa. Dawanie rozkoszy kobiecie owszem, ale zarówno w przestrzeni cielesnej jak i duchowej. Jeśli tylko kopulujemy, a nie kochamy, stajemy się jak zwierzęta. Dehumanizacja bywa groźna, bo człowiek w którym nie ma ducha zmienia się w urządzenie. Życie maszyny przypominającej robota z Gwiezdnych Wojen ma jeszcze jedno do siebie, jakoś nieszczególnie ma sens. Nie zmierza do niczego prócz reprodukcji, jak w przypadku dzików czy innych ssaków. Brak miłości, w każdym wymiarze, daje ten bezsens odczuć tym dobitniej. Także tu, odwaga w mówieniu kocham, nie hańbi żadnego z samców.
Kochanie kogoś nadaje życiu sens, pozwala obudzić w sobie naturalną potrzebę miłości, charakterystyczną dla każdego, także męskiego gatunku. Ci którzy nie kochają nikogo i nie są przez nikogo kochani są bardziej niż niebezpieczni. Uzbrojeni w gorycz i niezdolność miłości, w ostatecznych przypadkach, zamieniają się w psychopatów. Jednak ewolucja dba o to, byśmy przetrwali, tworząc relacje z bliskimi. To głównie one motywują nas do życia, ułatwiają szary żywot. Jako istoty społeczne czujemy. Emocje należą się po równo kobietom jak i mężczyznom. Jeśli jest im źle, mają prawo a nawet obowiązek dopuszczać to do świadomości. Kiedy nie dają rady, za męstwo uznać można ich odwagę w przyznawaniu się do słabości. Jeśli kochają, godne docenienia, jest ich otwarte przyznawanie się do uczuć. Całkiem w porządku jest nie dawać sobie czasem rady, zakochać się w kimś bez pamięci, odczuwać stratę po ukochanej. Płacz przynosi ulgę, a czuć znaczy żyć. Zatem chłopaki chusteczki w dłoń i śmiało. Nie ma co ukrywać uczuć, jedna łza tragedii nie czyni a bycie macho jest co najmniej słabe. Era Szwarcenegera dawno się skończyła, królewiczom z bajek najlepiej w książkach. Za to mężczyzn w pełni zapraszamy do współpracy. Dziś, jutro, zawsze.
AJ