TO TYLKO SEKS

Bycie z kimś tylko w łóżku i wyłącznie na własnych zasadach wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Byle szybko, byle grzesznie, bez zobowiązań i drgań serca. Można i tak, tylko po co? Miłość nie boli.

fot. Stokpic

    Ludzie potrafią wmówić sobie niebywałe rzeczy. Od posiadanych majątków, po liczbę kochanków, na planach o zakupie tropikalnej wyspy kończąc. Jeśli to nasz sposób na prywatne public relations, radzę czym prędzej zmienić krąg znajomych. Kłamstwa mają w zwyczaju wypływanie na światło dzienne. I to w najmniej oczekiwanych momentach. Wykluczyć należy tylko socjopatów, bo kłamstwo to ich drugie imię. Ale nie o nich będzie. Wracając, jeśli snute publicznie opowieści to na razie kwestia marzeń, bądź ściśle realizowanych planów, kibicuję, w życiu warto mierzyć wysoko. Jeżeli natomiast ktoś mówi mi "to tylko seks", przecieram oczy, grawitacja ciąży, a prawy sierpowy szykuje się do lotu.

    Jednorazowy tylko seks? Tak, istnieje. Tu i ówdzie się słyszy, tam i za miedzą się zdarza. Wielorazowy, wieloletni, wielosłowny tylko seks? Nie, nie istnieje. Bo gdzie drwa robią, tam wióry lecą. Chyba że jesteś wyzutym z emocji drapieżnikiem lub wybrałeś, bo w sumie ci wolno. Tylko, że tak samo można powiedzieć coś równie głupiego. Nie mam ducha, nie czuję. Jestem robotem, mówcie mi IT. Nastała nowoczesność, więc płynę z prądem. Płaci za mnie karta, zakupy wyręczy internet, obiad ugotuje mikrofala, a cały biznes ogarnę smartphonem. Jako oświecone dziecko postępu poradzę sobie bez ludzi, gromadząc gadżety w miejsce wspomnień, lajki zamiast uśmiechów, wytryski w zamian za czułe wyznania z ust do ust. Bycie modern ma jednak cenę, którą w tym przypadku, może być samotne gnicie gdzieś w pobliżu księżyca.

"Jeśli odrzucimy potrzebę myślenia, stracimy zdolność refleksji i nie zdołamy określić tego, o czym doniosą nam zmysły. Jeśli odrzucimy ciało, porzucimy kół pojazd który nas wiezie. Ale jeśli odrzucimy uczucia, stracimy kontakt z naszym wewnętrznym wszechświatem." Frank Herbert

    Człowiek prócz rozumu ma także serce, czego nierzadko można doświadczyć gdy kłusuje w piersi jak szalone. Niezrozumiałym wydaje się więc fakt, iż niektórzy chcą się go wyrzec. Wypierają fakt przeżywania, siląc się na chłodnych racjonalistów, którym daleko od uczuć wyższych. Być może są wśród nich tacy, którzy zdecydowali się korzystać z jednej wyłącznie półkuli, lub to kwestia ich wolnego wyboru. Najpewniej jednak dostali wcześniej po tyłku, lub kopem z półobrotu prosto w serce. Nieważne czy od ex love, ojca tyrana czy najlepszej pod słońcem psiapsióły. Ważne, że bolało. Ważne, jakie rysy owy cios zostawił na ich sercu. Bliskość podparta niepewnością lub odrzuceniem, grozi zawałem. Tu nie ma mocnych, boli każdego.

    Takie, nawet zamierzchłe, utożsamianie miłości z bólem, czy dawania z brakiem wdzięczności, potrafi całkiem sprawnie zahamować naturalną, ludzką zdolność kochania. Przykre, bo od kochania się nie umiera, ale rodzi, wciąć na nowo. Właściwa miłość motywuje, wspiera, szanuje. Czasem da w kość, ale działa dla dobra dwojga. Tylko jaką ustawić bliskość, by nie ugrzęznąć w uzależnieniu od drugiego człowieka? Subiektywna kwestia, do osobistego testowania. A przeszłe miłosne zdarzenia, szczególnie przykre? Cóż, ich nie da się cofnąć, ale na wyciągnięcie wniosków nigdy nie jest za późno. Sięgnięcie do worka własnych przeżyć działa leczniczo. Z jednej strony przypominamy sobie bolączki, z drugiej zaś jesteśmy na najlepszej drodze by pozbyć się zakotwiczonych w głowie lęków. Traumy da się wyleczyć, a strachy przepędzić, ale chcieć trzeba. Uświadomienie sobie pewnych procesów, wyzwala człowieka ze zbędnego bagażu cierpiętnika. Także w miłości, z seksem w tle.

"Kiedy kochamy, seks jest obcowaniem dusz, a bez miłości jest co najwyżej nieco dziwnym ćwiczeniem fizycznym." Bogdan Wojciszke

    Wyjścia są dwa. Pierwsze to wspomniana transformacja w robota. Traktowanie siebie i innych przedmiotowo. Używanie ciała jako maszyny dostarczającej kolejne orgazmy. Odhaczanie co raz to nowych zdobyczy. Prowadzenie rankingu najlepszych tyłków. Wysysanie z miłości całego blichtru. Gloryfikacja cielesności. Uznawanie emocji za słabość. Wykluczenie się ze strefy przyjemności czucia. Nazywanie wszystkiego kalkulacją obliczoną na zysk, z wyrachowaniem godnym księgowego roku. Porzucenie brania odpowiedzialności za swoje wybory, także łóżkowe. A w końcu przeistoczenie się w kupę nieszczęścia, której emocjonalny deficyt, zgniata coraz bardziej przykre odbicie w lustrze. Chyba że do niewiasty nie czujemy nic, zmuszanie nie pomoże. Na siłę to można jedynie zjeść dokładkę niedzielnego obiadu u dziadków. Kochanie na siłę, nie działa.

    Wyjście numer dwa zakłada branie pod uwagę towarzyszącym myśleniu odczuć. Zdecydowanie się na życie kompletne, które miewa wszystkie odcienie tęczy. Przyjmowanie porażek, zawodów miłosnych z godnością, ale też pewną dozą zrozumienia. Bycie człowiekiem, którego częściami składowymi są zarówno rozum jak i serce. Szanowanie swojego ciała, dbanie o jakość międzyludzkich stosunków, w tym cielesnych. Stawianie czoła przyspieszonemu tętnu. Pamiętanie o równowadze, w której zawsze jeden plus jeden równa się dwa. Ale także, lub przede wszystkim, zauważanie ludzi, których wpuszczamy do swojego życia, drzwiami czy przez łóżko. Porzucenie strachu przed kochaniem, bez którego trudno nazywać się człowiekiem. Podejmowanie ryzyka miłości, działając w ramach dobra własnego i innych. I w końcu, odważne próby serca, w których tylko seks idzie w parze z aż miłością.

AJ