ILE TRWA MIŁOŚĆ?

Rok, cztery, dziesięć. Liczba pocałunków, ilość wyznań, suma wspomnień, wielkość słów. Czy istnieje miernik, pozwalający zliczyć uczucia? Czy miłość, ma termin ważności?


    Oczywiście są statystyki. Są dane mówiące o kryzysach, pojawiających się cyklicznie w toku związkowej egzystencji. Mnóstwo jest przesłanek mówiących o końcu, jeszcze więcej metod reanimacji uczuć. Wszystko to ma się piernik do wiatraka, jeśli człowiek przestaje widzieć sens wspólnej wędrówki zwanej miłością. W końcu zdarzają się sytuacje, w których owa wędrówka z sielskiej wycieczki staje się przeprawą przez bagno. Wtedy można zatrzymać pociąg, zmienić wagon lub jechać dalej wierząc, że "czasem zły pociąg może zawieźć cię na dobrą stację".

    W miłości, równie powszechnej jak i nie dającej się jednoznacznie sklasyfikować, nie istnieje coś takiego jak czas. Jej się doświadcza. Owszem, kilkudziesięcioletnie staże robią wrażenie, ale tylko wtedy, kiedy obdarowani owym czasem potwierdzają to w sposób dosłowny. Widoki starszych par trzymających się za ręce to nie wymysł przemysłu filmowego. To się, całe szczęście, zdarza. Tak wygląda życie, w którym ludzie jako zwierzęta stadne łączą się w pary, nadając bytowaniu nieco głębszy sens. A jest nim, między innymi, obcowanie z drugim człowiekiem. Ponadczasowa wartość.

"-Puchatku?
-Tak Prosiaczku?
-Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę - Chciałem się tylko upewnić, że jesteś." Alan Alexander Milne

    Choć ludzie mają różne wartości, bez tej obyć się najtrudniej. Każdą jednak wartość, buduje włożona w jej osiągnięcie praca. Nie brzmi to romantycznie, ale miłość to także, lub przede wszystkim praca. Nie na zlecenie, umowę o dzieło lub tymczasowy deal. To decyzja, podparta działaniem, z której obydwie strony czerpią korzyści. To także odpowiedzialność, że biorę sobie ciebie do siebie, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Czas i tak płynie, a wraz z nim na skórze kwitną zmarszczki i inne oznaki cielesnej niedoskonałości. Idioci czas ten uznają za winowajcę, a włożone starania spiszą na straty. Wabikiem będzie nowe, lepsze, nieznane.


    Wtedy przez palce przecieknie uczucie, mieszając się płynnie z rutyną, która jest zgrabnym usprawiedliwieniem lenistwa. Faza odechciewania załaduje się w najlepsze. Człowiek zaczynie przypominać konserwę, której oto właśnie kończy się termin przydatności. Bo niby jest czas na randki, na ślub, na dziecko. Trzymając się odgórnych terminów łatwo zapomnieć o najważniejszym. Tym, któremu rytm nadaje serce i lokowane w nim uczucia. Termin miłości, która nie jest produktem ubocznym. Jest za to połączeniem aktywności, dbałości i szacunku, dzięki którym kochanie zmienia czas w zysk. Jedyny miernik, który nie zabija uczuć? Twoja decyzja, że kochasz. I nie dasz ciała.

AJ