Bogaci, sławni, biedni, pospolici. Jak makiem zasiał, wszyscy się czegoś boimy. Straszne? Mówię też o sobie i jestem pewna, że i Ty nie zaprzeczysz.
Ludzie dzielą się na twórczych i odtwórczych. Jedni kreują własną rzeczywistość, pokonują wyboje codzienności, po kolana brnąc w byciu sobą. Ci odważni. Drudzy odtwarzają schematy, wciskają hamulec bezpieczeństwa. Tak bardzo boją się swojej inności, że w grze o tron życia, wybierają bycie kalką. Ci zahukani. Te dwa obozy różnią się od siebie poziomem strachu, który wpuszczamy codziennie do krwiobiegu. Skalą samooceny, która waha się jak kurs franka. Zbiorem doświadczeń, będących modyfikacją dzieciństwa, szkoły, środowisk, z których wyrastamy. Jednak wszyscy, jak jeden mąż, jesteśmy równie nieodporni na wewnętrzną walkę.
Dylematy, między miłością do siebie samego a odrazą, dotyczą każdego. Zdania rodzaju: "dzieci i ryby głosu nie mają", "nadstaw drugi policzek", "nie odzywaj się, jeśli nikt cię nie pyta", "trzeba znać swoje miejsce w szeregu", represjonują nasze obywatelskie swobody. Krytyka, ośmieszenie, niepochlebne opinie, przepoławiają poczucie wartości. Życie rodzinne, pełne schematów, pozostawia w umysłach szczyptę niepokoju, przed wyjściem poza ramy komfortu. Nasze dorosłe zachowania są mocno zniekształcone. Ileż to razy wpadamy w panikę, jeśli coś odbiega od znanych nam wzorców?
Wpojono nam przecież, że nagradza się spokój i bycie grzecznym. Powtarzano, żeby się zbytnio nie wychylać, a spontaniczność tłumić w zarodku. Mówiono, że nie wypada szczycić się osiągnięciami, bo to zarozumialstwo. Wbijano do mózgów fałszywą skromność, bo tak wypada. Nauczono, żeby siedzieć cicho, bo ludzie gadają. Zabito potrzebę chwalenia siebie, bo to narcystyczne. Wyrastamy więc z wachlarza obaw. Rozpoczynamy życie na własny rachunek, w którym loża wszechobecnych szyderców jeszcze dobitniej stara się oduczyć nas naturalności. No i co? Huston mamy problem.
"Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością" John Flanagan
Zróbmy przystanek na żądanie. Zastanów się, jak oszacowałbyś swoją wartość. Czy świadczą o niej posady prezesów, czy może umiejętność bycia tym, kim jesteś? Takim który upada, by zaraz móc wstać. Takim, który płacze, nawet jak skończą mu się chusteczki. Takim, który ma wewnętrzny hierarchię wartości, w którym po drugiej stronie osi życia, zawsze prócz siebie widzi drugiego człowieka. Patetyczne, ale wierzę, że taki jesteś. Gdybym mogła, kupiłabym ci bukiet kwiatów, albo tabliczkę czekolady. I nie, nie mówię tego każdemu. Jeśli jednak coś rzuca cień na twoje bycie sobą, i lęk łykasz na śniadanie, zmień to. Masz dużo czasu, dziś też jest dzień.
Jedyne naturalne ludzkie lęki, to strach przed spadaniem i głośnymi dźwiękami. Wszystko poza, to wytwory naszych zakotwiczonych w głowach, uleczalnych obaw. Moją, jedną z wielu, jest akceptacja, lub właściwie jej brak, chociażby dla tego co piszę, czy komuś to potrzebne, czy idzie bez echa w eter. Tylko proszę, nie mów nikomu. Toteż wychodzę na ring, równam przerażenie z błotem i zaraz potem, czuję ulgę. Byciem sobą nie trzeba robić komuś krzywdy, a jeśli robię, daj znać. A ty jak masz? Jak sam siebie nie lubisz, to nie oczekuj, że ktoś inny zrobi to za ciebie. Twórcza postawa w życiu, to nic więcej jak wyzbycie się lęku. Stawanie twarzą w twarz z lożą szyderców, obrona własnej tożsamości, praktykowanie człowieczeństwa. Bym zapomniała, dziękuję, że mnie czytasz. Jesteś gość, więc czego się lękasz?
AJ