Istnieje pewien rodzaj kobiety, który narodził się wraz z pojęciami feminizmu, dążeniem do emancypacji i równouprawnienia płci.
Źle rozumiany, niesie jeszcze gorsze konsekwencje. Jakie?
Jak twierdzi John Grey, kobiety i mężczyźni pochodzą z różnych planet. Owe różnice mają dotyczyć wartości, sposobu mówienia, reakcji na stres etc. Niektórzy dyskutują, że fałsz, ale ewolucja zaopatrzyła nas w takie, a nie inne działa. Można teorię wziąć pod uwagę, choć nie bezkrytycznie. Trzymanie się schematu, na pewno pomaga w zrozumieniu różnic, dążeniu do porozumienia, a zamknięcie i uznanie owej teorii za wyznacznik wszechwiedzy, zatrzymuje rozwój wyłącznie na tym jednym, dość podstawowym poziomie. Na którym i ja kiedyś, oparłam zbyt daleko idące wnioski. Na innych, wciąż badających płciowe zależności, kobiet i mężczyzn nie ocenia się w kategorii lepszy/gorszy, słabszy/mocniejszy. Bo i po co?
Choć inna, nie mniej głośna publikacja, czyli "Płeć mózgu", zrobiła na tym polu niemałe zamieszanie. Nie doceniono w niej plastyczności ludzkiego mózgu, grubą krechą oddzielając kobiece od męskiego. Też jakby na wyrost, gdyż kobiety i mężczyźni nie różnią się znacznie zdolnościami poznawczymi. W zależności, którą półkulę uznamy za życiowy ster, stereotypowo zakładamy spodnie lub sukienkę. Dzisiejsi badacze mają nieco łatwiej, bo korzystają z neuroobrazowania. Podglądają ludzkie mózgi, pytając o różnice i podobieństwa. Odmienności istnieją, ale wciąż nie ma jednej jasnej odpowiedzi. Bo i czemu?
Na owe różnice pracują zarówno mózgi, geny, biologia, środowisko, otoczenie jak i światopogląd, czy traktowanie najmłodszych przez osoby z najbliższego grona płci żeńskiej i męskiej. Neuroobrazowanie w kwestii różnic wyłania jeszcze odmienność względem chorób, a także działania mózgów kobiet i mężczyzn w podobnych sytuacjach. Inne są, choć odzwierciedlają jedynie ogół trudności związanych z podziałem. Reszta różnic pozostaje wciąż nierozstrzygnięta, zależna od indywidualnej interpretacji czy aktualnych badań. Bezsprzecznych konkretów brak. Bo i dlaczego?
I tu do dyskusji wchodzą trzy pojęcia. Feminizm, emancypacja i równouprawnienie, które robią nie mniejsze zamieszanie niż wspomniane powyżej pozycje. Rozumiane prawidłowo, jako uwzględnienie pozycji kobiet w historii, równouprawnienie w polityce, pracy, społeczeństwie, rodzinie czy walkę z męską dominacją językową, uważam za konieczne. Dające kobietom oddech, pewność, odwagę i nierzadko sukcesy. Rozumiane potocznie, jako społeczny przyrost babochłopów i rozwój potęg zniewieściałych, uznaję za krzywdzący. Zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Pojęcia źle rozumiane, niosą jeszcze gorsze konsekwencje. Jakie?
Ano takie, że popadamy w skrajności, a niewiedza zamienia się we wszechwiedzę, zatrzymując rozwój człowieka na jednym, dość podstawowym poziomie. A mówię o skrajnościach, na polu walki płci. Na tym polu, radykalni, pozwalają by kobiety nie dbały o mózgi, a wyłącznie o swoją ułomność, stając się żonami Hollywood, którym żaden ruch szarych komórek, nie zmąci schnącego na paznokciach lakieru. Dla nich miejsce kobiet jest w kuchni, w bojaźni między dostępem do konta męża a pomysłem na zakup nowego futra. Kobietka taka jest jak źdźbło trawy przy halnym, potulna, grzeczna, ułożona, wciąż krzyczy ratunku. Zmywa, pierze, sprząta lub leży, pachnie, egzystuje. Nie umie myśleć, decydować, stanowić o sobie, często nie ma prawa do głosu, brak jej samodzielności.
Za to mężczyzna owej kobiety jest jak rasowy samiec, lub przynajmniej udaje, że chce się tak czuć. Waleczny, odważny, silny, zdecydowany. Szybko jeździ autem, jeszcze szybciej spożywa, wszystko co podadzą mu do degustacji. To amator zdrad, fan porno, wszelkich sportów walki, leworęczny anty kucharz, anty sprzątacz, anty mechanik, anty empatiusz. Nie płacze, nie przeżywa, nie ma emocji, jest wyryty z kamienia. Tarczą jego wulgarność, brzemieniem kompleksy. Wszystko co babskie, ignoruje, wszystko co męskie, łyka. Wstydzi się dojrzałej męskości, ale jest przez to (choć tylko według siebie i innych samców) lepszy, mocniejszy, mądrzejszy, silniejszy. Czemu?
Bo być może tak się wychował, brak wiedzy traktuje jako wszechwiedzę, wszedł w podobne towarzystwo, takiego dokonał wyboru lub ma problem z własną tożsamością. Nie daj boże jak taki jeden trafi na silną kobietę, która radzi sobie z życiem, lub która udaje, że chce się tak czuć. Jeszcze gorzej jak ona sobie finansowo radzi, dba o siebie, oczytana jest i ma ambicje, pasje, zainteresowania, uprawia sport, nie brzydzi się żużlem czy meczami piłki nożnej. Przejmuje nieco męskiego świata, bo jej wolno, lub się interesuje. Najgorzej jeśli i ona pójdzie w skrajność, że jej musi być na wierzchu, że tylko ona ma rację, a mężczyźni i ryby głosu nie mają. Ukrywa swoją dojrzałą kobiecość, ale jest przez to (choć tylko wedle siebie i innych samic) lepsza, mocniejsza, mądrzejsza, silniejsza. Po co?
Żeby coś sobie udowodnić, albo jemu udowodnić, kto wygra na polu walki płci. Niech no dorzuci jeszcze do zestawu kilka krytycznych uwag, wyśmieje jego tężyznę, jego reprodukcyjne umiejętności, ripostuje krzywdzącymi uwagami, podważa jego męskość, zrówna z ziemią, zaszantażuje, nie wierzy, nie wspiera, nie słucha, nie dba, nie kocha i będzie miss wulgarności. Zgon mężczyzny murowany. Za to narodziny pewnego rodzaju kobiety, gwarantowane. Powstaje wnet kobieta, która utnie męskość każdemu mężczyźnie, przy równoczesnym odebraniu sobie sporej dawki kobiecości.
Bitch mode zbierze plony, w postaci własnego mężczyzny, sprowadzonego do roli podnóżka i nieudacznika. Owinie go sobie wokół palca, uzależni, na każdym kroku udowadniając, że jest lepsza, mocniejsza, mądrzejsza i silniejsza. Zaszantażuje, że bez niego zginie lub wykpi, zadrwi, zje, a na koniec wypluje. Za to mężczyzna owej pani będzie się miotać jak pies w kagańcu. Po cichu stanie amatorem zdrad, fanem porno, wszelkich sportów walki, leworęcznym anty kucharzem, anty sprzątaczem, anty mechanikiem, anty empatiuszem. Nie zapłacze, nie będzie przeżywał, nie będzie miał miejsca na emocje, bo wyryty jest z kamienia. Tarczą jego będzie wulgarność, a brzemieniem kompleksy, zafundowane przez ową panią lub jego własny problem z tożsamością.
Prawdziwa tragedia, ze społecznym przyrostem babochłopów i rozwojem potęg zniewieściałych, a to krzywdzące. Przeciąganie liny na jedną lub drugą stronę, czy popadanie w skrajności, niosą zazwyczaj kiepskie dla obydwojga konsekwencje. Cienka granica zaczyna się zacierać, a człowiek znajduje się w punkcie bez wyjścia. Dość groźne i całkiem widoczne. Na pomoc przychodzi wiedza, akceptacja i badanie siebie. Wspominana ciągle równowaga, w której w męskość wpisana jest kobiecość i na odwrót. Silna kobieta może być bardzo kobieca, a czuły mężczyzna bardzo męski, bez radykalnych podziałów na męskie i kobiece, inne czyli gorsze, głupsze, słabsze. Dlaczego?
Bo my z jednej gliny, choć odkrywanie własnej tożsamości niektórym zajmuje lata. Może być nią heteroseksualizm, homoseksualizm, biseksualizm etc. Indywidualna kwestia, prawo wyboru ma każdy. Nie trzeba nawet wszystkiego od razu rozumieć (choć by wypadało), ale chociaż chcieć zrozumieć, to już coś. W pełni zaakceptować, jeszcze większe coś, nie musząc udowadniać nic sobie ani innym. Jakby na siłę, hej patrzcie jestem taki męski, a ja taka kobieca. W końcu, światy te zawsze się przenikały, przenikają i przenikać będą. Zresztą nie widzę w tym nim krzywdzącego, dla żadnej ze stron.
We wszelkich, idących w dobrym kierunku parach, mężczyźni umieją gotować, sprzątać, coś naprawić. Skłonni są do empatii, uczuć, przeżywania, emocji. Nie są wyryci z kamienia, nie muszą uciekać w porno ani stawać się amatorami zdrad. Ci niezwykle męscy, czuli barbarzyńcy, takich rzeczy się nie wstydzą. Za to kobiety radzą sobie finansowo, dbają o siebie, oczytane są, mają ambicje, pasje, zainteresowania, uprawiają sport, nie brzydzą się żużlem czy meczami piłki nożnej. Te niezwykle kobiece, urocze siłaczki, takich rzeczy nie ukrywają. Jedyny hamulec owej idylli tkwi w niewiedzy, braku tożsamości, toksycznej miksturze braku akceptacji z nadmiarem oceniania, doprawionym kompleksami i wulgarnością.
Nikt nie ma bowiem prawa oceniać Cię przez pryzmat tego jak wyglądasz, z kim sypiasz, ile zarabiasz i co na siebie wkładasz. Nikt też nie ma prawa Cię wyzywać, rzucać krytycznych uwag, wyśmiewać Twojej tężyzny, reprodukcyjnych umiejętności, ripostować krzywdzącymi uwagami, podważać Twojej męskości lub kobiecości, równać z ziemią, szantażować, szafować wulgarnością. Chyba że, masochisto, lubisz, nie wtrącam się. Zawsze jednak robisz to Ty, Twoje sumienie, chęci i aktualny stan szczęścia. Każdy wokół ma za to prawo w Ciebie wierzyć, Ciebie wspierać, Ciebie słuchać, o Ciebie dbać i Ciebie kochać. Tak jak ja, robię to teraz przez monitor. Sam też się postaraj, na odległość nie zawsze działa. A w walce płci nie ma ani wygranych, ani przegranych, chyba że walczysz w łóżku, na poduszki. Niezależnie od tego, czy jesteś mężczyzną czy kobietą, wierzę, że wiesz kim jesteś, z kim jesteś i czego chcesz. Wygrałeś jeśli jesteś szczęśliwy, z tym kim jesteś, z kim jesteś, co masz lub do czego dążysz. Płeć nie robi różnicy. Bo i jaką?
AJ