Zawsze uśmiechnięci. Wieczni poszukiwacze. Nadzwyczajnie poturbowani. Zawieszeni między tym co chcą, a tym, co trzeba.
Starzy malutcy. Znasz ich?
Są ludzie, którym uśmiech nie schodzi z ust. Ludzie, którzy pomogą Ci we wszystkim. Ci wszyscy, z sercem na tacy i duszą na ramieniu. Oni, dają bezinteresownie. A dają Ci swój czas, rozmową lub milczeniem. Oni, są przy Tobie obecni. Obdarują Cię dobrym słowem, silnym ramieniem, ewentualnie chusteczkami, lub ciepłym posiłkiem. Oni dają Ci siebie, nie prosząc o nic w zamian. Honorowi dawcy radości, bez medali w szufladzie. Zasłużeni w walce o Twój humor, bez kolekcji błyszczących odznaczeń. Waleczni żołnierze uśmiechu, bez dyplomów na ścianie. Siłacze sztang Twojej radości, bez pochwalnych listów od prezydenta.
Oni, nigdy nie płaczą, bo nie pozwala im na to majestatyczna duma. Oni, chowają emocje tuż pod skórą, byś przypadkiem, nie zaraził się skrywanymi przez nich krzywdami. Oni, wydają się najsilniejsi, po każdej opresji lądując na czterech łapach. Oni, wyryci z kamienia, pod kruchą maską bojaźni przed odrzuceniem. Wojownicy o Twoje lepsze jutro. Opiekunowie Twoich najgorszych lęków. Słuchacze Twoich przykrych historii. Samarytanie Twojego świętego spokoju. Często, wieczni marzyciele, nie mniej rzadko, nieustający poszukiwacze. Zawieszeni między tym co chcą, a tym, co trzeba. Starzy malutcy. Znasz ich?
"Wolna dusza to rzadkość, ale będziesz wiedzieć kiedy ją spotkasz- głównie dlatego, że poczujesz się dobrze, bardzo dobrze kiedy będziesz blisko niej." Charles Bukowski
Takich, których można skrzywdzić jednym słowem, lub jego brakiem. Tych, którzy uniosą na barkach nawet cudze ciężary. Nielicznych, którzy są tuż obok Ciebie. Wybranych, których nie można dogonić. Chodzą własnymi ścieżkami. Mają prywatne drogi. Lubią własne pustelnie. Wielbią prywatną ciszę. Wolne duchy. Dobre serca. Szczere uśmiechy. Głębokie spojrzenia. Ale także, poturbowani przez przeszłość, równie doświadczeni przez życie. Uciekinierzy. Dezerterzy. Bez tożsamości. Bez uczuć. Bez sentymentów. Bez przyzwyczajeń. Udają, że tak jest łatwiej. Wznoszą się ponad własne siły, grzebiąc w zakamarkach duszy wszelkie przykrości. By uniknąć sięgnięcia w głąb siebie, zakładają kostium chłodnych racjonalistów. Kim są?
To ludzie koty, których trudno oswoić. Nie lubią klatek, ani zobowiązań. Odczytają Cię szybciej niż byś się spodziewał. Nie można ich posiąść, lecz jedynie z nimi przebywać. Ostrożnie dając siebie po kawałku. Delikatnie otwierając ich struchlałe wnętrza. Są posklejani z odłamków przeszłych traum. W ich skład wchodzą rozlane samotnie łzy i lęk przed brakiem akceptacji. Oni krzyczą najciszej. Nie wchodzą w głębokie relacje, nie wymagają, nie protestują, wciąż przepraszają i ciągle za czymś gonią. Za wszystkimi, którzy choć na chwilę, pozwolą im uwierzyć, że są potrzebni. Tacy jacy są, nie inni, niedoskonali, ludzcy, acz wyjątkowi. Dlaczego uciekają?
W obawie przed odrzuceniem. Ze strachu przed własnym człowieczeństwem, które nie jest zapisane złotymi zgłoskami. Powodowani traumą, z której niektórzy leczą się całymi latami. Traumy i krzywdy, przeżywamy i odnajdujemy w sobie indywidualnie, zależnie od wrażliwości. Jedną z nich, może być rozwód, śmierć kogoś bliskiego, uzależnienia, lub wszystko inne, co w nas głęboko siedzi. Ale zajmijmy się tym pierwszym. Nie tyle samym faktem rozwodu, co sposobem, w jaki rodzice dziecka się z nim obeszli. To on rozłamuje pierwszy związek, z jakim dziecko ma do czynienia. Pierwszy, na którym dziecko, opiera swoje późniejsze wybory. Takie dzieci dojrzewają szybciej, jakby na siłę. Osieroceni, cierpią jednak na dojmujący brak jednego z rodziców. Którego?
A tego, który odszedł. Chłopcy z reguły utożsamiają się z ojcami, zatem jeśli oni odeszli, mogą szukać w partnerkach zaginionych ojców. Dziewczynki, zaginionych matek. Odnajdą się z ludźmi, z jakichś względów, dla nich niedostępnych. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że partner nigdy nie zastąpi rodzica, który gdzieś kiedyś, postanowił odejść. Mało tego, oni nawet w takich związkach będą sobie dobrze radzić, twierdząc, że im z tym dobrze. Choć tylko pozornie, bo faktycznie, odtworzą domowy schemat, który przecież nie wyszedł. Jeszcze gorzej, gdy zmienią się rolami. Chłopcy szukający zaginionych ojców, przejmą wyłącznie kobiecą część związku, a dziewczynki, szukające zaginionych matek, przejmą wyłącznie męską część związku. Zapomną o symbiozie. Dobrze będzie, do czasu.
A mianowicie momentu, w którym uświadomią sobie schemat, z którego wyszli. Schemat gonitwy za kimś, kto kiedyś ich zostawił. Schemat, w którym temu komuś, muszą coś wiecznie udowodnić. Schemat, oparty na wymaganiach, którym nie są w stanie sprostać. Schemat bycia z kimś, z kim na poziomie emocjonalnym rozjeżdżają się w dwie strony. Pogoń za kimś, kto jest dla nich niedostępny równie co zaginiony ojciec lub matka. Wyścig za kimś, komu pozornie przyrzekną posłuszeństwo. Walkę o kogoś, kto i tak, gdzieś kiedyś, postanowi odejść. A wszystko, po drodze do siebie, by choć na chwilę, ktoś pozwolił im uwierzyć, że są potrzebni. Tacy jacy są, nie inni, niedoskonali, ludzcy, acz wyjątkowi.
Osieroconym chłopcom, lepiej byłoby szukać wśród potencjalnych matek. Osieroconym dziewczynkom, wśród potencjalnych ojców. I byłoby dobrze, bez popełniania błędów tych, którzy gdzieś kiedyś, postanowili odejść. Ale nie chcę bawić się w parapsychologię, gdyż to dość ważki dział. Opieranie się tylko na niej ,daje zbyt wąskie pole widzenia, a i przypadki zazwyczaj pogmatwane. Ale z obserwacji płynie nauka, a i doświadczam, to się dzielę, żeby Wam ulżyło, lub żebyście sobie coś przemyśleli, nawet jak zaboli. Bez sugerowania się na siłę, ale do przecedzenia przez siebie. By nie wchodzić bezmyślnie w małżeństwa, oszczędzając sobie rozwodowego zachodu. Nie decydować się na dzieci, jeśli wiecie, że i tak od nich uciekniecie. Nie katować się poczuciem winy, że rodzicom coś nie wyszło. Nie odpowiadać za dorosłych, jeśli sami wciąż dorastacie. Nie brać na barki tego, że i Wam nie zawsze wychodzi. Nie powielać schematów, z których wychodzicie. By w końcu, uświadamiać sobie siebie, z przewagą tego co chcecie, nad tym co trzeba, w ścisłej współpracy z sercem i rozumem.
A ludzie koty? Ich trudno oswoić. Nie lubią klatek ani zobowiązań. Odczytają Cię szybciej niż byś się spodziewał. Nie można ich posiąść, lecz jedynie z nimi przebywać. Ostrożnie dają siebie po kawałku. Delikatnie otwierają swoje struchlałe wnętrza. Wolne duchy. Dobre serca. Spróbuj, by uśmiech nie schodzi im z ust. A pomogą Ci we wszystkim, bo dają bezinteresownie. Oni, będą przy Tobie obecni. Oni dadzą Ci siebie, nie prosząc o nic w zamian. Honorowi dawcy radości, bez medali w szufladzie. Zasłużeni w walce o Twój humor, bez kolekcji błyszczących odznaczeń. Waleczni żołnierze uśmiechu, bez dyplomów na ścianie. Siłacze sztang Twojej radości, bez pochwalnych listów od prezydenta.
Daj im wolność, ciepło, zrozumienie, akceptację, a będą Ci wierni jak psy. Pamiętaj, że są posklejani z odłamków licznych krzywd i przeszłych traum. Można sprawić im przykrość jednym słowem, lub jego brakiem. Ich mechanizmem obronnym jest walka o niezależność, podświadomą potrzebą, pełna akceptacja. Jeśli staniesz na ich drodze, nie narzucaj się nigdy swoją obecnością, ale bądź, zawsze w pobliżu. Oswój ich, zamiast odrzucać. Naucz ich płakać, bo to żaden wstyd. A znów będą wojownikami o Twoje lepsze jutro. Opiekunami Twoich najgorszych lęków. Słuchaczami Twoich przykrych historii. Samarytanami Twojego świętego spokoju. I spraw, by po drodze do siebie, uwierzyli, że są potrzebni. Tacy jacy są, nie inni, niedoskonali, ludzcy, acz wyjątkowi. Znasz ich?
"On chyba nie lubi żadnych obroży wokół szyi. Myślę, że podobnie jak Ty. Nie założę Ci nigdy w życiu żadnej obroży. Mężczyźni z obrożami na szyi i tak nie wracają do swoich kobiet. A ja chciałabym abyś wracał. Do mnie. Bądź wolnym kotem, ale budź się rano obok mnie." Janusz Leon Wiśniewski
AJ