STARZY GRZESZNI

Jesteśmy coraz bardziej otwarci. Coraz częściej umiemy też rozmawiać. O miłości także, której częścią składową jest łóżko. Tylko ta cielesność, taka przyziemna. Wiele hałasu o nic?


Scenariusz nr 1

    On wraca do domu, po pracowitym dniu przekładania biurowych segregatorów. Wiesza kurtkę na drzwiach, automatycznie kładzie torbę na podłodze i zmęczonym krokiem pokonuje kilka kroków do pokoju na prawo. Rozsiada się wygodnie, zamyka oczy, zakłada ręce za głowę i odpływa. Krótką drzemkę przerywa dotyk damskiej dłoni, rysującej gładką linię na jego szyi. To ona. Na dzień dobry, składa mu czuły pocałunek na ustach. Siedzi przy nim, z płytkim oddechem, bez słów rozpinając guziki jego kraciastej koszuli.

Scenariusz nr 2

    Wysłała konieczny raport, widziała się ze znajomą, zawiozła buty do szewca, odebrała samochód od mechanika i łapiąc chwilę oddechu, spieszy do domu. Przekracza próg mieszkania, starannie odwiesza płaszcz do szafy i śmiałym ruchem rzuca klucze na szafkę pod lustrem. W przedpokoju wita ją on, uśmiechem zdejmując objawy zmęczenia. Chwyta za rękę, gładzi po włosach i opowiada, jaka dzielna z niej kobietka. Kolacja uśmierza trudy dnia, rozmowa karmi podniebienie, a drzwi sypialni zapraszają na smaczny deser.

Brzmi jak harlequin? Odrobinę.
Całkiem realny? Ależ owszem, czemu nie.
    Bo częścią składową miłości, choć nie jedyną, jest także łóżko. Co do tego, wątpliwości nie mam. Nie mówię o początkach znajomości, kiedy brakuje Wam tchu i sposobności na rozładowanie napięcia, ale o parach ze stażem, które nadal dzielą jeden, wspólny materac. Napięcie partnerów z czasem ulega osłabieniu, ale dbając o owe napięcie, można zapobiec jego śmierci. Kreatywność, dopasowanie, zrozumienie i otwartość, pomogą bez dwóch zdań. A że łatwo nie będzie, cóż, że przyjemnie, na pewno.

    Dialog rozwiązuje większość dylematów, także łóżkowych. Dopasowanie temperamentów, również. Częstotliwość i upodobania zależą od jednego ważnego czynnika. Od Was. Wiecie najlepiej co się Wam podoba, a co nie. Nikt nie powinien zaglądać Wam pod kołdrę, chyba że nic się pod nią nie dzieje. Być może powiecie, że ta cielesność taka przyziemna, są rzeczy ważniejsze. Nie zaprzeczę, chociaż nie szłabym w klasyfikację ważny mniej ważny. Cielesność w parach jest po prostu równie ważna. Mimo, że życie par nie obraca się wyłącznie wokół łóżka. Ono nie wystarczy. Ale ono, plus szereg innych zagadnień, to stopień intymności, do której nie ma wstępu nikt oprócz Was.

"Seks jest zbyt ważny, żeby uprawiać go z byle kim." Nicolas Sparks

    Tylko skąd brać pomysły? Najlepiej z głowy. A ochotę? Też z głowy. Właśnie tam siedzi chęć połączenia się z drugim człowiekiem, bo intelekt syci wyobraźnię. Mózg stymuluje nasze chęci, a dzielenie wspólnego materaca z partnerem wynika nie tylko z burzy w okolicach bioder. To jest pożądanie, które łatwo pomylić z miłością. Ale ono, gaśnie szybko, jak zapałka na wietrze. Miłość karmi się innym zestawem namiętności. Waszej, indywidualnej, wypracowanej, świadomej. Zaczyna się tam gdzie nie sięga wzrok, ani nie kończy na czubkach palców. Wiecie najlepiej co się Wam podoba, a co nie. Wynika z tego co robicie razem i oddzielnie, pozostając dla siebie wciąż ciekawymi. To intymny scenariusz dwojga, który może zacząć się harlequin'em, a skończyć całkiem realnie. Łatwo nie będzie, cóż, ale przyjemnie, na pewno.

    Poza tym potwierdza to pewien banał, czyli chcieć to móc. Z Waszą częstotliwością i Waszymi upodobaniami. Dodatkowo, krąży masa mitów na temat dzielenia wspólnego materaca. Wobec niektórych, kobieta ma udawać orgazmy, a mężczyzna ma mieć zawsze ochotę na seks. To w dość brutalny sposób upraszcza sztukę miłości, trochę nawet ją niszczy. W końcu mężczyźni to nie maszynki do robienia dzieci, a kobiety to nie zaawansowane aktorki filmów porno. Mamy różne częstotliwości i różne upodobania. Chociaż kolejny banał i tu ma sens, bo praktyka czyni mistrza. Świadome siebie kobiety, w równym stopniu co świadomi siebie mężczyźni lubią łóżko. Nie ma powodów do wstydu, a raczej do radości. Ale ostatecznie, kochać się to nie do końca uprawiać seks. I dobrze wiecie o czym mówię, nie będę Was uczyć dzieci robić.

"Kiedy kochamy, seks jest obcowaniem dusz, a bez miłości jest co najwyżej nieco dziwnym ćwiczeniem fizycznym." Bogdan Wojciszke

    Uprawianie seksu, w potocznym rozumieniu, kojarzy mi się z uprawianiem roli. Do niego wykorzystuje się maszynę, którą w tym rozumieniu może być ciało, a sam fakt zaistniałej sytuacji, może okazać się dość mechaniczny. Dla dwojga gołąbków, nieszczególnie atrakcyjny. Dla wolnych strzelców, chwilowo być może. Za to kochanie, czyli seks w parach, to iście wyjątkowe rzemiosło. W nim współpracują wszystkie molekuły, Wy współpracujecie, a Wasze ciała plastycznie układają się w jeden rytm. Niekoniecznie od razu, z czasem, na pewno. To połączenie czułości z szaleństwem, wspólne dostrajanie, więc i przyjemność gwarantowana. Znowu zabrzmiało jak rodem z harlequin'a. Cóż, być może zacznę je kiedyś pisać.

    Co prawda kobiety i mężczyźni potrzebują do podzielenia materaca nieco innych bodźców. Obrazują to bardzo generalnie początkowe scenariusze. Nie potwierdzono ich żadnymi badaniami, prócz tych podjętych realnie. Mogą być zatem użyteczne jak kombinezon baletnicy, ale nie muszą, od Was zależy. Ale koniec końców, ma być przyjemnie, obydwojgu. Poza tym to kochanie, ma jeszcze jedną ważną zaletę. Ono zaspokaja nasze potrzeby, a zaspokajanie potrzeb w parach, prowadzi nas ku górze. Bo częścią składową miłości, choć nie jedyną, jest także łóżko. Co do tego, wątpliwości nie mam. Można na przykład zerknąć na piramidą Abrahama Maslowa.

    Wedle której, zaspokajanie potrzeb niższego rzędu pozwala na wspinanie się po potrzeby rzędów wyższych. Chyba że wyznajecie ascezę, czystość i bliżej Wam do mnichów niż partnerów. Osobiście uważam to za dość szlachetne podejście, tyle że w pojedynkę. W parach miłości nie służy, choć mogę się mylić. Sprawdźcie sami. Dochodzenie do własnej seksualności, to w końcu nie bułka z masłem. Jednak doświadczenia własne, a także par, które znam, potwierdzają w dość wyraźny sposób, że dzielenie wspólnego materaca ułatwia życie obydwojga. Bo nawet kiedy napięcie z czasem ulega osłabieniu, uważne dbanie o owe napięcie, zapobiega w sposób oczywisty jego śmierci. To przecież intymny scenariusz dwojga, który może zacząć się harlequin'em a skończyć całkiem realnie. Łatwo nie będzie, cóż, ale przyjemnie, na pewno.

"Udane pożycie seksualne jest nie tylko objawem tworzenia namiętnego związku, ale także istotnym czynnikiem jego tworzenia." John Grey

    Do tego jeszcze jeden, równie przyjemny fakt. I kolejny banał, w którym miłość jest jak wino, bo dojrzewa. Wraz z Wami. Miłość zwyczajnie się zmienia, jak wszystko wokół. Nie jest z czasem ani gorsza, ani lepsza. Jest ważnym elementem życia. Nie umiera, chyba że nie zdążyła się urodzić. Jest między Wami, albo jej nie ma, Wy wiecie najlepiej. Karmi się innym zestawem namiętności. Waszej, indywidualnej, wypracowanej, świadomej. Zaczyna się tam gdzie nie sięga wzrok, ani nie kończy na czubkach palców. A łózko, plus szereg innych zagadnień, to stopień intymności, do której nie ma wstępu nikt oprócz Was. Wspólna cielesność nie musi być przyziemna, bo jak wspomniałam, praktyka czyni mistrza. Już tacy z nas starzy grzeszni, a łóżko, łatwe i przyjemne. Więc zamiast mówić, że to nic, bądźcie otwarci, umiejcie rozmawiać i zróbcie dzisiaj hałas.


AJ