Edukacja zapewnia nam wiedzę z matematyki, geografii, biologii czy chemii. A co zapewnia nam wiedzę z przygotowania do życia w ogóle? Czy kiedykolwiek dowiadujemy się, jak żyć?
Człowiek to istota rozumna. Bez wątpienia. Kult intelektu nie bierze się znikąd. Wiedza, towarzyszy nam od zarania dziejów. Nam konkretnie, od pierwszych pieluch. Uczymy się jak korzystać z nocnika i po co dbać o porządek w pokoju. Dowiadujemy się dlaczego unikać ognia i czemu wyjść z domu z pełnym brzuchem. Nieco później, znamy tabliczkę mnożenia i zasady gramatyki języka polskiego. Poznajemy rozmnażanie pantofelka i powierzchnie kontynentów. Następnie zaznajamiamy się z rozbiorami Polski i wojną secesyjną. Umiemy wymienić epoki literackie i wartości figur trygonometrycznych. Zbieramy czerwone paski, świadectwa z wyróżnieniem, zawodowe referencje i tytuły naukowe.
Ale człowiek, to też istota czująca. Bez wątpienia. Serca przecież nie zatrzymamy, bo w nim mieszkają nasze uczucia. Jesteśmy w stanie uronić łzę, jak komuś z naszych bliskich dzieje się krzywda. Kuje nas w klatce jeśli osoba, którą kochamy, robi nam przykrość. Jesteśmy czuli na słowa i zachowania, które przekraczają nasze poczucie bezpieczeństwa. Potrafimy śmiać się do rozpuku, jeżeli jesteśmy w naszych prywatnych, doborowych towarzystwach. Jesteśmy poddenerwowani, gdy coś nie idzie zgodnie z planem. Zachwycamy się lub podziwiamy, przejmujemy lub dołujemy. Bywa nam smutno, wesoło, przyjemnie, źle.
Jedni ufają wyłącznie rozumowi. Lubują się w informacjach. Konsumują wiadomości. Są biegli w kursach, szkoleniach, edukacji, tytułach. Dużo robią, mało czują. Oni mają wyłącznie cele, bo szkoda im czasu na błahe sprawy. Wiedza szlifuje ich myślenie, a kaleczy odczuwanie. Dumnie kontrolują uczucia, bo dorosłym nie przystoi. Próbują zatrzymać drogę z serca do rozumu. Wciskają stop za każdym razem, kiedy serce rozpala się do czerwoności. Racjonalnie odrzucają emocje, pod którymi kryje się lęk i strach przed odrzuceniem. Wybierają drogę spełniającą wymogi partnera i otoczenia. Zamiast akceptacji siebie, mają akceptację społeczeństwa. Tłumią co w nich siedzi, w niektórych przypadkach kończąc na terapii, odwyku, antydepresantach lub z kolejną szklanką napoju wysokoprocentowego.
Inni zawierzają jedynie sercu. Czują każdy atom otaczającego ich wszechświata. Są biegli w wyznaniach i szybcy w uczuciach. Społecznicy, czujący się między ludźmi jak ryba w wodzie. To im często zdarzają się zauroczenia czy zakochania, bo fascynują ich ludzie. Są czuli na piękno i krzywdę. Wszyscy nadwrażliwcy, zbudowani z empatii. Przeżywają dwukrotnie, płaczą wielokrotnie. Biorą na siebie zobowiązania, których nie są w stanie zrealizować. Tylko po to, by być lubianym i akceptowanym. Naiwnie wierzą, że jedynie wrażliwość i dobre intencje to sposób na życie. Wybierają drogę cierpiętnika, wybaczając, przemilczając, lub nadmiernie wybuchając, za każdym razem dając nad wyraz upust rozszalałym emocjom. Zapędzają się w czucie, bez porozumienia z racjonalnym umysłem. W niektórych przypadkach wchodzą w niekorzystne dla nich relacje, związki, układy zawodowe czy towarzyskie.
"Człowiek jest tym, w co wierzy." Antoni Czechow
Niestety żadne z podejść nie jest w stanie, zrobić z nas panów własnego przeznaczenia. Także żadne, nie sprzyja tworzeniu życia przepełnionego miłością, pokojem i szczęściem. Pójście wyłącznie jedną z dróg, zamyka nasz samorozwój, a co za tym idzie, integrację ciała, umysłu i serca. Tylko, że w szkole nikt nie uczy nas jak owa integracja ma wyglądać. Na studiach też nie wspominają o udanym przepisie na scenariusz ludzkiego żywota. Jedyne co mamy to przechowywane w umyśle przekonania, wiedzę, normy, zasady. Za to w ciele kod genetyczny, który ulega aktywizacji w momencie wpływu bodźców ze środowiska. I tu rodzi się odwieczny dylemat, rozum czy serce? Gdzie w tym wszystkim ciało? I w końcu, jak żyć?
Ano dobrze by było skorelować wszystkie z powyższych. Przepuszczać przez prywatne sito to, czego doświadczamy. Nie da się zaprzeczyć, że naszym życiowym sterem jest Pan Mózg. Właśnie on, jako ten racjonalny, ma za zadanie podejmowanie decyzji, wysuwanie wniosków i kontrolowanie emocji. Ale także on, działa dość mechanicznie, jak nałogowiec. Pomagają mu zakorzenione w nas przekonania i nawyki. Za to Pan Serce działa nieco intuicyjnie, bo reaguje na impulsy. Uruchamia się w momentach przeżywanych zewnątrz zdarzeń i spotykanych osób. On, działa po omacku, często na wariata. Jeden i drugi kumuluje w naszym ciele pole walki lub połacie spokoju, zależnie od tego, czy współpracujemy z nimi świadomie. To znaczy bez tłumienia, udawania, napinania się i tłumaczenia na siłę, a z porozumieniem, słuchaniem, odnajdywaniem i odczuwaniem.
Dodatkowo, nasze ciało także ma coś do powiedzenia. Bo nasze uczucia, przetrawione przez umysł, wychodzą na wierzch skórą, właśnie w ciele. Jeśli jemy wyłącznie ciężkostrawne posiłki, odgradzając się od emocji, serwujemy sobie równie ciężki stan ciała. W tym, wychodzące na wierzch bóle głowy, kręgosłupa, problemy ze snem, koncentracją, złe samopoczucie i obniżenie nastroju, głównie przez zagłuszane frustracje lub lęki. Przez wszystko, czego do siebie nie dopuszczamy, nie dając sobie pozwolenia na przeżywanie. Wtedy oceniamy na chłodno, zmieniając się z czasem w tykającą bombę zegarową lub znajdując sobie chwilowe czasoumilacze, które choć na moment pozwalają nam odpocząć od myślenia.
Jeśli spożywamy natomiast wszystko jak leci, na zasadzie fast food'u, szybko tanio smacznie, trwamy w błogim zachwycie, gubiąc po drodze to co ważne. Gubimy siebie. Stajemy się chwilowymi konsumentami życia, w którym wszystko oznacza nic. Zaczyna nas przerastać mnogość możliwości, z których każda wydaje się kusząca. Dopuszczając do siebie zbyt wiele, w tym emocji i zobowiązań, trwamy z bezruchu. Szybko windujemy w górę, lub gwałtowanie spadamy w dół. Po pewnym czasie, stajemy się też niewolnikami społecznych oczekiwań i złożonych obietnic. Bez miejsca na siebie, autorefleksję. Za to z momentami wycofania, bólu, histerii czy obojętności. Oby do jutra, oby na chwilę, oby przeżyć, oby nikogo sobą nie urazić.
"Czy dostałeś kiedyś wszystko, czego pragnąłeś? I wtedy zrozumiałeś, że nie o to ci chodzi?" William Wharton
Bo przecież w szkole nikt nie uczy nas jak ma wyglądać owa integracja. Na studiach też nie wspominają o udanym przepisie na scenariusz ludzkiego żywota. Nie ma wykładów pt: życie jest krótkie, słuchaj siebie, dbaj o każdy dzień, szanuj swoje ciało, umysł i serce. Tego uczymy się sami, przepuszczając przez prywatne sito to, czego doświadczamy. To nasz własny uniwersytet życia. Bez tłumienia, udawania, napinania się i tłumaczenia na siłę, a z porozumieniem, słuchaniem, odnajdywaniem i odczuwaniem. Najprzyjemniejsze jest to, że dzięki skorelowaniu wyżej wymienionych, jesteśmy w stanie być panami własnego przeznaczenia. Bez histerii, bezsenności, bólów głowy i obniżeń nastoju. Dzięki temu, tworzymy życie przepełnione miłością, pokojem i szczęściem. Bez realizowania wymogów otoczenia, a z myślą o sobie. Nie maślaną bajkową idyllę, ale wizję pełnego ludzkiego żywota.
Będąc połączeni z naszymi uczuciami, przetrawionymi przez umysł, które wychodzą na wierzch skórą w ciele, przygotowujemy się do życia w ogóle. A więc weź to poczuj, weź to przemyśl, weź to przetraw, nikt nie zrobi tego za Ciebie. Tylko Ty. A więc, robaczku, wiesz już, jak żyć?
AJ