Harmider, hałas, huk, gwar. Cisza, ład, równowaga, spokój. To także o ludziach. Których wybierasz?

Czasami mam wrażenie, że ludzie pod względem głośności wydobywanych z siebie dźwięków, dzielą na na dwie grupy. Są cisi, którzy albo mało mówią, albo robią to w sposób subtelny. Często subtelny na tyle, że trudno odczytać sens ich wypowiedzi, po których następuje seria formuł wyjaśniających, takich jak "że co proszę?", "możesz powtórzyć?", a nawet "coś mówiłaś?".
Są też głośni, którzy mówią dużo, albo robią to w sposób jazgotliwy. Nierzadko jazgotliwy na tyle, że trudno się ich słucha, a jeśli już trzeba, człowiek chciałby mieć w takich chwilach pilota, którym sterowałby poziom owego jazgotu lub wciskał guzik bezpieczeństwa "ciszej proszę".
O ile z ciszą nie mam problemów, a wręcz za nią przepadam, o tyle z jazgotem, szczególnie ludzkim, już mi nie po drodze. Głośna może być muzyka, wyścig Formuły 1, start odrzutowca czy para w łóżku. Takim głośnościom mówię stanowcze i zdecydowane tak. Głośnym ludziom powiadam pojedyncze i wymowne nie. Jazgot nie jest przyjemny dla ucha, tak samo jak monologi bez końca. Jeśli wszystko doprawimy jeszcze krzykiem, toksyczna mikstura gotowa. Jak dla mnie, nie do strawienia. Nie chodzi o to, żeby się kryć z emocjami czy bolączkami. Chodzi jedynie o to, by nie przerzucać tego na innych, bo to nieładnie.
Wiadomym jest, że jeśli zbyt długo siedzimy cicho, w momencie kiedy w środku się gotuje, eksplozja już czyha za rogiem. Przechowywany stres, hodowla żalu czy efekt niewypowiedzianych słów grozi wybuchem. Za każdym razem, sprawdziłam osobiście. Krzyk nie jest więc oznaką siły i mądrości, a raczej frustracji i słabości. A że lepiej zapobiegać niż leczyć, w celu uniknięcia eksplozji można na bieżąco oczyszczać się z toksyn, w tym emocji czy bolączek. Na drodze mej ukochanej dyskusji, lub nie mniej pożądanego kompromisu. Ani to łatwe, ani szybkie, acz niezwykle skuteczne. Poza tym lepiej do siebie mówić niż na siebie warczeć, zarówno w parach jak i w pojedynkę.

Jako fascynatka filozofii wschodu, wolę ludzi przypominających postać Miyagi z wielbionej serii filmów Karate Kid od tych, którym na drugie imię Taz, noszone przez diabła tasmańskiego z bajek Disney'a. Zatem głośnym, którzy mówią dużo, albo robią to w sposób jazgotliwy, polecam ćwiczenie z lustrem pod roboczym tytułem "krzyk", lub wydobywanie z siebie głośnych dźwięków tam gdzie nie ma ludzi. Zobaczenie siebie w lustrze krzyczącego, nieco hamuje przyszłościowe hałaśliwe popędy. Wykrzyczenie się w lesie, także nie powoduje klęski żywiołowej, a oczyszcza i oszczędza ludzkie stworzenia. Głośnym polecam więc pracę nad sobą, zaakceptowanie swej tasmańskiej natury lub omijanie mej osoby. Mam bowiem magiczne sposoby na krzyk, jazgot i monologi bez końca. Między innymi wyłączanie się w trakcie przydługich opowieści, niesłuchanie słów wypowiadanych głośnym tonem lub guziki bezpieczeństwa "ciszej proszę". To tylko niektóre, jakich w razie potrzeby, nie zawaham się użyć. To nie groźba, ale obietnica. Spokój z Wami.
AJ