KOCHANIE, JAK WYGLĄDAM?

Czyli o pewnym pytaniu retorycznym, które nie ma racji bytu.


    Od początku. Wychodzicie dziś z kochaniem. Na kolację do teściów. Na miasto się przejść. Na domówkę do znajomych. Na wesele do ciotecznej siostry stryja. Przeglądasz się w lustrze, mniej więcej godzinę. Z naciskiem na więcej zmieniasz rajstopy, pomadkę, uczesanie, buty. Może jeszcze pasek, kolczyki, brokat, pierścień, szal, apaszka? Już sama nie wiesz. No nie wiesz, czy lepsze było to morskie body czy mini w siarczyste grochy? Czy bardziej przewiewna będzie jedwabna sukienka czy płaszcz z ortalionu? Łzy cisną się do oczu, a Twoja garderoba ewidentnie nie chce z Tobą współpracować. Nie może być nic gorszego. No nie może.

    Po niełatwych roszadach z lustrem, wyrwaniu z głowy kilku włosów, powielanych próbach makijażu i zjednaniu się z którymś z wieszaków, szukasz kochania, który w tym czasie zdążył nadrobić polityczne zaległości, zjeść pół sernika, uciąć sobie drzemkę i obejrzeć ostatni sezon "Przyjaciół". Wchodzisz z półuśmiechem do pokoju, szukając w jego wzroku aprobaty dla wybranej przez Ciebie stylizacji. Wkraczasz niepewnym kokiem, zarzucasz na niego oko i czekasz. Stoisz. Czekasz. Stoisz. Czekasz. Prężysz z gracją wieczorny ałtfit. Nawet zaczyna Cię to irytować. Bo on nie reaguje. Myślałaś, że nie może być nic gorszego. A może. Gorsze jest pytanie, które zaraz padnie z Twoich ust.

- Kochanie, jak wyglądam?

    I tu zaczynają się schody, bo co właściwie kochanie ma Ci powiedzieć, lub co Ty właściwie chcesz od kochania usłyszeć. Odpowiedzi może być co najmniej kilka.

- Dobrze.
- Świetnie.
- Wyglądasz.
- To na szyi to brokat?
- Wiesz, że jest zima?
- O coś pytałaś?

    Zależnie od odpowiedzi wprawiasz się w odpowiedni, wyjściowy lub niewyjściowy nastrój. Bo jak powiedział, tak i jest. Bo przecież sama nie wiesz jak wyglądasz. Ewentualnie dorzucasz jeszcze pół godzinki na drobne przeróbki stylizacji. Ale i tak jesteś niezadowolona, bo to nie ten dzień, nie ta aura, nie to body, nie to wszystko. Najgorzej. No najgorzej.

    I tu się zatrzymajmy. Coś Ci teraz powiem. Oczywiście w sekrecie, nikt się nie dowie, Twoje kochanie też. Przede wszystkim ochłoń. Spójrz w lustro i się uśmiechnij. Na mieście mówią, że to jedna z najlepszych kobiecych stylizacji. Po drugie, nie marnuj codziennego czasu na dopasowywanie butów do szala. Chyba że wychodzisz na oskarową galę lub na inne czerwone dywany.

    Po trzecie, nigdy ale to nigdy, nie zadawaj kochaniu pytań retorycznych tego typu. Nie szukaj siebie w oczach innych, w lustrze, w gazetach, w horoskopie. Kolejność jest odwrotna. Wpierw zobacz siebie i poczuj się z tym widokiem niezmiernie dobrze. Bo fajowo jak się lubisz i o siebie dbasz. Niezależnie od obecnie obowiązujących kanonów i Twojego stanu BMI.

    Po czwarte, jeśli będzie spełnione wszystko wyżej, Twoje kochanie samo wpadnie by docenić jak wyglądasz. Znaczy ja mam nadzieję, że bystry jest i umie Cię chwalić. Zwyczajnie, nie tylko od święta, bo mu się podobasz. Poćwicz nawet reakcję na owe chwalenie. A odpowiedzi może być co najmniej kilka.

- Tak.
- Dziękuję.
- Lubię spostrzegawczych.
- Podzielam Twoje zdanie.
- Przez wrodzoną skromność nie zaprzeczę.
- A może?

    Po piąte, jeśli już komplementy polecą, te odpowiedzi stanowczo odradzam.

- No coś Ty!
- Bywało lepiej...
- To przez tapetę.
- Oj przesadzasz...
- Mówiłeś to do mnie?
- Możesz powtórzyć?

    Po szóste, mówienie komplementów robi przyjemność, Tobie i osobie, której komplementy prawisz. Docenianie, pamiętanie i dziękowanie tak samo. Wiem, że umiesz. Nie wstydź się. Nie bądź gburem. Tylko je mów, pisz, kombinuj, przebieraj słowami. Pogrzeb w zwojach, przecież masz tam asortyment tylu dobrych słów. Możesz chwalić klasycznie, może chwalić nietuzinkowo. Ale rób to. Używaj polszczyzny do woli, śmiało. Mów sobie, kochaniu, przyjaciółce, mamie, ekspedientce, sąsiadowi, kumplowi. Zamiast czekać na pytanie - jak wyglądam? - wyprzedź fakty i powiedz komuś coś miłego. Najlepiej już teraz. Nie daj się prosić, kochanie.



AJ