Niegdyś żył sobie chłopiec do bicia...
Za swojego chuchrowatego życia,
upatrywał kobiet nie do zdobycia,
jedna kogoś miała, druga z kimś też była,
trzecia o każdym, lecz nie o nim śniła.
Ale że ambicje, miał tuż za pazuchą,
i nie był byle jakim, lichym burczymuchą,
stawał w szranki nie raz, także nie dwoje,
znosząc utarczek, liczne podboje.
Dostał kilkanaście razy nawet kosza,
lądując nocy jednej, w szpitalu, na noszach.
Odurzony miłością, aż po kresu hektary,
wierzył że kochanie, to lukier i czary.
Myślał że jeśli, siebie da w ofierze,
kładąc się hierarchią, mniej więcej na parterze,
odrzucając także, własne potrzeby i dziwności,
doczeka się wiecznej, bajkowej miłości.
Zmieniał się nawet, razów kilkanaście,
wciąż w głowie mając, latek gdzieś szesnaście,
i brnął dalej, w idealnej krainy otchłanie,
co by przyciągnąć, owe kochanie,
szukał wśród pięknych, gibkich mieszczanek,
zanosząc im cukierki, co rano na ganek,
patrzył na wysokie, z nogami do nieba,
dostarczał co noc, czego im było trzeba,
zerkał też ma małe, pyskate pannice,
co prężyły ponad pasem, swoje krągłe lice,
i wśród wielu kobiet, tych nie do zdobycia,
uznał że odszukał, miłość swego życia.
Nosiła srebrną koronę, na pawiej głowie,
a mówili o niej głośno, nawet lordowie.
Umiała rządzić, kierować sprawami,
w których to chłopcy, byli jej ofiarami,
kazała o siebie walczyć, łamać też zasady,
bez picu i komplementów, tęczowej pomady,
w ruch szły słowa, nierzadko i ręce,
nie było jak w bajce, ani jak w piosence,
raczej smutno i przykro dla tego,
który raczył się poświęcić, dla niej dnia jednego.
Mowa o chłopcu, który fantazyjnie,
chciał żyć z nią w miłości, nad wyraz harmonijnie.
Wywalczył z jednym lordem, miejsce w jej serduszku,
nie myśląc ani trochę, o nich kiedyś w łóżku,
tylko wiecznej miłości, wiedziony opowieścią,
ubarwił swoje życie, dość naiwną treścią,
pozwolił sobie kiedyś, na jedno wyznanie,
proponując księżniczce, bajkowe kochanie,
zabrał ją nawet, do miasta z wieżowcami,
co by się z nią włóczyć, dniami i nocami,
pokazywać świata, kawałek spory,
by zapomniała z jakiej, pochodzi ona nory.
Dbał o nią także, kupował słodkości,
zabierał na tańce, spacery, i w gości,
tak ją rozpieścił, że sam już zgubiony,
nie umiał jej osadzić, w roli przyszłej żony,
zapomniał też nieborak, że w sprawach łóżkowych,
ich spotkania we dwoje, należały do losowych,
nigdy wręcz nie były, ich miłości filarem,
pod kołdrą bywali, mniej niż raz lub wcale,
do tego księżniczka, w swej wyniosłej naturze,
zrobiła z tego chłopca, posłuszny podnóżek,
igrała z uczuciami, ciskała słowami,
jakby chłopiec był jej na nic, całkiem do bani.
używała szantażu, groziła odejściem,
"kochaj mnie łajdaku, czy jestem czy nie jestem",
uciekła się nawet, do romansów wielu,
zaczynając przypominać, pracownice burdelu,
po wszystkim wracała, do chłopca w ramiona,
życiem księżniczki, wyraźnie znużona,
kazała w południe i z wieczora,
meldować się chłopcu, bo to niby pora,
by ją wnet poślubił, porzucił swe marzenia,
pozwolił się bić, do ostatniego tchu tracenia,
gdyż przecież kiedyś, jak sam raczył wdrożyć,
miała to być miłość, której mieli dożyć,
nie wadząc na wcześniejsze, większe poniżania,
byle szybciej, bo ją czas poganiał.
Ale by powstrzymać, gorycz masochizmu,
uciekł się wieczorem, do pewnego pomysłu,
wraz z minutami, które odmierzały zegary,
chłopiec raz jeszcze, poprosił los o czary,
usypiając w fotelu, ścisnął mocno dłonie,
pomyślał o księżniczce, jej srebrnej koronie,
o krzywdzie w słowach, gestach i różnościach,
które dawały się we znaki, srogo po kościach,
kres nastąpić musiał, tej miłosnej maskarady,
w której ze sobą, nie dawali już rady,
wziął się razu jednego, na sporą odwagę,
spakował walizki, do włosów pomadę,
przemówił przy kolacji, po wielu wahaniach,
o ich kochaniu, na pusto staraniach,
o tym że chłopcy, z dobrymi sercami,
wabieni księżniczek, srebrnymi koronami,
tracą nadzieje, w siebie i swą męskość,
kiedy od słów gorzkich, robi się zbyt gęsto,
bo oni także, mający uczucia,
choć nie jest to wniosek, łatwy do wysnucia,
chcą kochać bardzo, być kochanym wielce,
a nie mieć serca, w zgliszczach i rozterce,
chcą mieć czułość, dotyk, i drugiego serca bicie,
co gwarantuje znośne, długie, zdrowe życie.
Nie chcą cierpieć, od słów ciężkich gmachów,
żyjąc w niepokoju, panice i strachu,
chcą kogoś, na kształt zwykłości,
kto się przyczyni, do ich szczęścia sposobności.
Bez korony i ciętego języka,
którego urok, w końcu kiedyś znika,
kogoś bez wahania, cienia wątpliwości,
kto rzuci ich w historię, istny wir miłości,
nawet jeśli czasem, przejdą nad tym burze,
(mam nadzieję, że jeszcze Was nie nużę),
takie pary wiecie, jest i on i ona,
para wzlotom i upadkom, istotnie dozwolona,
powróci na świecznik, życiowych ważności,
gdzie klasa i jakość, biorą prym w miłości,
a księżniczki, z dawien dawna pochodzenia,
mają prócz głupstw, coś do powiedzenia,
w głowie zamiast siana, mózg i wartości,
na tyle by móc myśleć, o wspólnej starości,
plus do serca, wydrukowane zaproszenie,
dające chłopcu zakaz, bycia gburem i leniem,
a do zwykłej dziewczyny, złożonej z wartości,
chęć uczuć żywienia, bez terminu ważności.
Nie martwiąc się już, że w dłuższym planie,
mając życzliwość, codziennie na stanie,
chłopiec taki, co ganiał za wieloma,
spojrzy na swoją, mówiąc "moja żona",
uśmiechnie się skrzętnie, rzuci wstecz wspomnienia,
mając bonus dobrych słów, pakiet docenienia,
przez ramie zerknie, na młodzieńczą głupotę,
w której tracił zbyt wiele, czasu na miernotę,
zamiast od razu, zobaczyć kobietę,
która stanowi dla niego, zarówno start i metę,
w miłości, o której, tak marzył,
że cud się w końcu zdarzył,
że można w harmonii żyć, bez wrogości,
topiąc się w życiowej, spełnienia błogości,
mając u boku kogoś, nie błazna czy podnóżka,
ale kogoś do różańca, tańca i łóżka,
kto będzie obecny, nie tylko dla hecy,
nawet jak burza nad uczuciem przeleci,
kogoś z wyboru, bo miłość z definicji,
to nie tylko wynik, lub spisek koalicji,
ale chęci, potwierdzone działaniami,
więc wybierajcie dobrze, miłość zawsze z Wami!
PS: "Jak się później okazało, chłopiec był trochę głupi, bo nawet nie pomyślał,
że księżniczkę wystarczy kupić."
N.
AJ