I ŚLUBUJĘ CI, UCZCIWOŚĆ PRZEDMAŁŻEŃSKĄ

Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek

i przyrzekam, że uczynię wszystko, abyśmy żyli zgodnie, szczęśliwie i trwale.


    Związki kończą się różnie. Dobre związki nie kończą się w ogóle. Dobre czyli takie, w których zainteresowanym jest dobrze. Dobrze, bo zainteresowani akceptują swoje rewersy i awersy, chcą pracować nad tymi drugimi i osiągają bez przymusu wspólnie obrane cele. Dobre jest ich nastawienie do życia, dzięki któremu, w razie kryzysów czy mniejszych lub większych dołów, jest im łatwiej wypłynąć na powierzchnię. Dobrodziejstw jest znacznie więcej, jak zainteresowani się lubią, zarówno siebie nawzajem, jak i spędzany czas, dzielony na to co razem i na to, co oddzielnie, bez krzywdy wspólnej.


    Jak już im tak dobrze idzie, to po pewnym im tylko znanym dystansie, Ci sami zainteresowani, chcą ślubować różne rzeczy. Niekoniecznie przed ołtarzem, ale koniecznie, sami sobie. Między innymi, uczciwość małżeńską, którą w moim odczuciu, można by sprzęgnąć z równie ważną, o ile nie ważniejszą, uczciwością przedmałżeńską. Ta druga chroni owy dystans, który zamiast końskiego galopu może być spacerem po parku. Jak kto woli, ja wybieram spacer. Wspomniana uczciwość pomaga nie tylko dystansowi, ale i sumieniu. Jeśli jest nieczyste i jesteśmy przy drugiej osobie jedynie kimś za kogo ona nas iluzorycznie uważa, dystans może się drastycznie skrócić lub w dalszych kolejach losu, obciążyć osobę,
z którą dany dystans zamierzamy przemierzyć.

    Na nieczyste sumienie wpływa zatajanie niekoniecznie wygodnych dla nas faktów. Ich tematyka może sięgać zarówno burzliwej seksualnej przeszłości, rozwodów, zdrad, jak i uzależnień, długów czy genetycznych obciążeń. One wychodzą i tak, najczęściej w najmniej oczekiwanych momentach. Człowiek z nieczystym sumieniem, bardzo często podświadomie, prędzej czy później, ujawnia własne tajemnice. Na początku działa trochę jak dziecko, które coś przeskrobało i zachowuje się podejrzliwie na tyle, by przy większej znajomości osobnika móc się domyślić, że nabroił. Moralniaki wracają w dwójnasób. W pierwszym przypadku podejrzewamy drugą osobę o to co sami przeskrobaliśmy, w drugim, milczymy aż sprawa urośnie w nas do monstrualnych rozmiarów.

    W przypadkach krytycznych, a zdarzają się i takie, zalewamy problem alkoholem lub puszczamy go z dymem, próbując go wyprzeć z naszej rzeczywistości. Znajdujemy coraz to nowsze wymówki i przykrywki, by to co nas gryzie, usunąć z umysłowej powierzchni. Od czasu do czasu, może i chcemy coś z tym zrobić, próbujemy znaleźć źródło trudności. Często, nie robimy jednak nic. A ten przykry problem, zatajony fakt, genetyczny spadek czy rosnący dług, wracają jak niedająca się zatopić boja. Najczęściej, nie dając głowie spokoju. I choć uporania się z przeszłością nie znajdziemy w rankingu najprzyjemniejszych ludzkich aktywności, bez niego, można skutecznie i trwale zatruć życie sobie i innym.

    Nie wiem jak Wy i Wasza przeszłość. Moja nie zawsze była cukierkowa, ani łatwa. Za to łatwo zrzucić na jej karb własne niepowodzenia, podciągnąć pod nią liczne słabości, wyłowić niechlubne momenty czy starać się stłumić coś, czego byliśmy udziałem. Na chwilę, działa, Na dystans, przeszkadza. Nieleczona przeszłość, zatruwa teraźniejszość. Jednym razem osobiście, innym, raniąc innych. Szczególnie, biorąc pod uwagę teraźniejszość z drugim człowiekiem, któremu w pakiecie z miłością, fundujemy koktajl niekoniecznie wygodnych faktów, które druga osoba może zaakceptować lub może zaakceptować nie za bardzo. Ma do tego prawo, o ile uczciwie powiemy jej o niektórych przeszkodach zawczasu, zachowując odrobinę kultury i haust szczerości.

"Jeśli nie wiesz, jak należy się w jakiejś sytuacji zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie." Antoni Słonimski

    Wtedy trafianie na permanentnie życzliwych ludzi, staje się zjawiskiem powszechnie spotykanym. Także wtedy, dystans z drugą osobą, jest decyzją o przemierzeniu go wspólnie, na dobre i złe, bez większych zakłóceń. Uczciwość przedmałżeńska działa zarówno na korzyść Twoją, jak i człowieka, któremu chcesz ślubować różne rzeczy. Przede wszystkim dlatego, że dajesz tej osobie wybór, przed chęcią podjęcia z Tobą miłosnej współpracy lub zakończenia dopaminowego galopu jeszcze w przedbiegach. Tylko się nie martw, że przez to skończysz związek. Dobre związki nie kończą się w ogóle. I ślubuję Ci, że Twój, może być jednym z nich.

AJ