POZORANT

Na pierwszy rzut oka wyglądały niemal identycznie.

Na drugi rzut ucha, także.


    Zdarza się, że uciekam. Od ludzi, od myśli, od pracy, od boleści. Potrzebę samotności stawiam wtedy ponad równie ważną, potrzebą czułości. Twierdzę też, że człowiek, nie mając czasu i umiejętności bycia samemu, nie wie kim tak naprawdę jest. Kiedy owa samotność prosi o uwagę, wsiadam do pociągu, nie byle jakiego i dbając o bilet, jadę w siną dal. Najczęściej dal ma nie więcej niż 300 km przede mnie, a owa siność kończy się po dwóch noclegach, po których pora wracać do zobowiązań. Takie mini wyprawy nie tylko przewietrzają umysł, ale i przestrzeń, która po powrocie, zdarza się kurczyć. Znaczy?

    Spieszę z wyjaśnieniem. Podczas mojej ostatniej mini wyprawy, moją uwagę i to już w trakcie podróży, przykuły dwie panie w starszym wieku. Były moimi sąsiadkami podczas wspomnianych 300 km, a tematy ich rozmów echem każdej próby wprowadzenia w życie drzemki. Na pierwszy rzut oka wyglądały niemal identycznie. Na drugi rzut ucha, także. Ich szyje zdobiły sznury pereł, a na nosach spoczywały pozłacane okulary. Przerywane co i raz gromkim śmiechem pogawędki, zdały się dowodzić, że panie znają się pół życia, a blisko 10 lat, po zostaniu wdowami, mają tylko siebie. W sensie?

    Podpowiadam. Panie są dla siebie inspiracją zarówno modową, emocjonalną, duchową, jak i światopoglądową. Spowiednikiem, drugą połówką, trzecim okiem, szóstym zmysłem. 10 lat w dość bliskiej relacji sprawiło, że nawet postronny niczemu nie winny przechodzień, miałby problem, żeby je odróżnić. Na początku, kiedy zerkałam, jak wesoło trajkoczą, cała sytuacja wydawała się urocza i nad wyraz ujmująca. Po więcej niż dwóch godzinach wcale niechcianych nasłuchiwań, moje myśli przekierowały się na inny tor. Patrząc na zwisające z ich szyi korale oraz ten sam lakier do paznokci, zaczęłam się zastanawiać, gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna plagiat?

    Sama większość dorosłego życia mawiałam, że jestem sumą nie tylko doświadczeń, ale także ludzi, którzy byli większości tych doświadczeń udziałem. Zdanie podtrzymuję do momentu, w którym w dorosłe życie zaczynają wkraczać dorosłe decyzje, a wraz z nimi, mająca średnią sławę samodzielność. Właśnie w niej, człowiek odnajduje swoje własne zdanie i uczy się je wyraźnie wygłaszać. O ile żyjemy w świecie powtarzalności, często mniej lub bardziej wpływowych relacji, takie zdanie warto hodować. Równie warto, choć to banał, nie udawać kogoś kim się nie jest. Dlaczego?

    Bo człowiek udający kogoś innego, nie tylko naraża się na śmieszność, ale także, na plagiat. Ten ktoś, po drodze, gubi siebie i kroczy ścieżką, którą ktoś inny dawno już wydeptał. Socjalny komediodramat, prowadzący na ślepo donikąd. Zresztą, wracając do dojrzałości, z biegiem czasu, nieudawanie, wydaje się być jedynym autentycznym wyborem. Małpowanie rodziców i wiszących na plakatach idoli ustępuje mniej wygodnej, ale bardziej świadomej, dorosłości. Inspirowanie nadal jest rozwojowe, żeby schudnąć, żeby zacząć biegać, żeby zmotywować siebie do działania czy zwyczajnie ruszyć z miejsca, pod małym znaczącym warunkiem, że bierzesz z kogoś przykład, nie stając się niczyim plagiatem. Czemu?

    Żeby nie zlać się w całość. Żeby bez potrzeby wszechobecnego podglądactwa nauczyć się nie tylko myśleć samodzielnie, jak i samodzielnie działać. Żeby zamiast inspirowania się, samemu inspirować. Żeby przynajmniej spróbować, mając te same korale i jednakowy lakier do paznokci, nosić oddzielną zawartość głowy, jak i odrębność życia. Żeby po mini wyprawach, kurcząca się przestrzeń nie była tą wyłącznie ciasną, ale także przyjemną, bo nad wyraz własną. A wszystko to w pakiecie z samodzielnością i pamięcią o jednej, niepowtarzalnej, kardynalnej oraz niezbędnej zasadzie przeczącej pozoranctwu najgorszego sortu:



AJ