Jak teoria, czyli koncepcja zawierająca opis i wyjaśnienie określonych zjawisk, ma się do zagadnienia miłości.
Mówi się, że w każdym kłamstwie jest coś z prawdy, a w każdym żarcie, coś z żalu. Jak na mój gust, nie da się zaprzeczyć. Choć myślę, że szczęśliwi ludzie nie muszą kłamać, lub przynajmniej, nie mają potrzeby zamiatać pod dywan swoich uczuć czy tego, kim właściwie są. Ci ludzie przestali się pewnie wstydzić zarówno siebie, tego co jest częścią ich historii, jak i zdarzeń, w których brali czynny, mniej lub bardziej świadomy udział. To ludzie, lubiący siebie i swoje otoczenie, nawet jeśli redukuje się do niewielu znajomości, w których pewniakiem jest każdy z zebranych, a nie, każdy kolejny to pewniak. Żeby być takim człowiekiem, trzeba mieć szczęście, głowę na karku, lata terapii, lub życie, nie tylko w teorii.
Bo teoria, sama w sobie, jest zaledwie wyobrażeniem o czymś, politycznie poprawnym zdaniem, często nie mającym z praktyką nic wspólnego. Na dodatek teorii może być cała masa, czyli ile ludzi, tyle zdań. Także w kwestii teorii miłości, którą w zasadzie teoretyzować najtrudniej. Obecnie, od dłuższego zresztą czasu, najbliższa mojej osobie jest ta Fromma, w której miłość z definicji to namiętność, szacunek i podziw. Wydaje się prosta, nienadmuchana i całkiem praktyczna, czyli to co lubię. Taka, w której zainteresowani ową miłością, chcą i wiedzą po co ten związek. Relacja odpowiednia dla obydwu stron, nieprzymuszona, wywołująca pasmo przyjemnego współegzystowania. Taka, że nawet teraz się uśmiechasz.
A kochać teoretycznie to jak podróżować wyłącznie palcem po mapie. Kochać w teorii to pływać po piasku. Zresztą teoretyków, nie tylko miłosnych, jest cała masa. Moi "ulubieńcy", czyli wszyscy od nie wiem jak mogłaś, ja na Twoim miejscu, mam tak samo jak Ty albo może bym tylko chciał, nie wiem nie wiem nie wiem lub mógłbym robić wszystko ale akurat nic mi się nie chce, oni znajdują się w pobliżu w najmniej oczekiwanych momentach. W każdym ze wspomnianych momentów, albo jesteś już człowiekiem z pierwszego akapitu, albo dzięki ich obecności, ponownie z dumą uświadamiasz sobie, czemu już ani trochę nie przypominasz człowieka wymówki. Bo teoria jest także sprytną wymówką, w której nie musisz nawet wychodzić z pokoju by objawić światu jakiś mądry.
Tak samo jest z podglądaniem. To, że śledzisz dwadzieścia fanpejdży o gotowaniu nie czyni z Ciebie master szefa. Jeśli patelni użyłeś w 49', a po ostatniej kolacji kuzynka trafiła na Ostry Dyżur, podglądanie kradnie Ci czas, albo jest Twoją, jedynie teoretyczną rozrywką. Skoro faktycznie to Twoja rozrywka, nic w tym złego, o ile nie zabiłeś kuzynki zabijając czas. Równie kuriozalne byłoby gdybym postanowiła od jutra prowadzić vege bloga nazywając się ekspertem od tejże kuchni, o której na dzień dzisiejszy mam tyle pojęcia jak Ty o tym, co robiłam zeszłej nocy. Jeśli więc jutro to postanowię, możesz mi powiedzieć, wysłać poleconym, zaśpiewać, przypomnieć wers, który dedykuję równie kuriozalnym pomysłom i teoretycznym zapędom, czyli słowa piosenki Grechuty nie dokazuj, miła nie dokazuj, przecież nie jest z Ciebie znowu taki cud!
"Masturbacja ma się tak do seksu jak filozofia do rzeczywistości." Karol Marks
Z teorią miłości jest podobnie. To, że znasz historię miłości swoich rodziców, lub byłeś w jednym związku w podstawówce, nie czyni z Ciebie eksperta. Możesz jedynie powielić schemat, chwała jeśli jest dobry, lub biada, jeśli poszło nie najlepiej. A od teorii, także bardzo trudno się uwolnić. Od schematów, które ktoś kiedyś wymyślił lub które ktoś kiedyś Ci pokazał, jeszcze trudniej. Najgorzej jeśli zrzynasz z autorytetów, od a do z, bez pojedynczej autorefleksji. Od autorytetów, którymi może być ktokolwiek. Kiedyś wspomniałam, że inspirowanie się jest w porządku, plagiat osobowości, już niekoniecznie. W teorii miłości także. Na szczęście nie zdarza się zbyt często, bo nie sądzę by wcześniej żył ktoś taki jak Ty. Kochał, marzył, myślał, od a do z, tak samo jak Ty. Zazwyczaj znajdzie się rzecz, cecha, zachowanie, która stanowi o Tobie w mniej lub bardziej czytelny sposób.
Wszystkie te rzeczy, plus szereg osobliwych szczegółów stanowią to, kim właściwie jesteś. Dzięki temu będzie Ci dane być szczęśliwym człowiekiem, nie wstydzącym się zarówno siebie jak i zdarzeń, w których brałeś czynny, mniej lub bardziej świadomy udział. To gwarantuje, że polubisz siebie i swoje otoczenie, nawet jeśli zredukuje się do niewielu znajomości, w których pewniakiem jest każdy z zebranych, a nie, każdy kolejny to pewniak. Na dodatek, będziesz człowiekiem, co to ma szczęście, głowę na karku i życie, nie tylko w teorii. A także miłość, czy tą Fromma, czy Twoją własną, ze wszystkim co Twoim zdaniem wchodzi w skład teorii miłości. Taką, w której zainteresowani ową miłością, chcą i wiedzą po co ten związek. Relację odpowiednią dla obydwu stron, nieprzymuszoną, wywołującą pasmo przyjemnego współegzystowania. Taką, że nawet teraz się uśmiechasz.
AJ