CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI NARCYZEM

Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie.


    Znacie mit o Narcyzie? Jeśli Wam uleciał, pokrótce go przypomnę. Dawno, dawno temu, żył sobie piękny chłopiec imieniem Narcyz. Można go było spotkać w lasach i górach, gdzie przesiadywał bez ustanku. A że wyjątkowo urodziwy był, kochały się w nim wszystkie nimfy. On jednak nie chciał słyszeć o żadnej miłości. Razu pewnego schylił się nad strumieniem, uszczknął łyka wody i oniemiał z zachwytu. Zobaczywszy własne odbicie uznał, że czegoś równie boskiego jeszcze nie widział. W końcu znalazł miłość, bowiem zakochał się sam w sobie. Od tej pory przesiadywał nad strumieniem i nie mogąc oderwać wzroku od tafli wody, kochał się ile sił. Żadna z niewiast nie umiała sprostać odbiciu w tafli wody, które za każdym razem rozkładało go na łopatki.

    Miłość Narcyza okazała się miłością platoniczną, gdyż trudno wymagać od tafli wody by odwzajemniała uczucia odbijających się w niej istot. Dodatkowo, uczucie urosło do tego stopnia, że w życiu Narcyza, prócz miłości własnej, nie było skrawka miejsca na miłowanie kogokolwiek innego. Do dziś dnia mit przywołuje obraz osoby zakochanej w sobie, która w bardziej realnej perspektywie, lekko generalizując, przybiera postać maminsynków i egocentryków do potęgi trzeciej. Czasy w jakich żyjemy, czyli w wielkim uproszczeniu społeczny ekshibicjonizm, co ma dobre i złe strony, sprzyjają współczesnym Narcyzom. Krańcowe przypadki można by nawet opisać przysłowiem zastaw się a postaw się, zamieniając je na bardziej aktualne, ośmiesz się a pokaż się.

    Kim jeszcze jest narcyz? Przede wszystkim, mężczyzną przepełnionym strachem. Głównie przed tym, że zbliżenie z kimś bardziej realnym niż taflą lustra wody wyłoni na jaw jego niekoniecznie bogate wnętrze, lub, że właściwie prócz tego odbicia ma innym niewiele do zaoferowania. Narcyz też wrażliwy jest. Przewrażliwiony jakby. Na swoim punkcie ma się rozumieć. Co więcej i co gorsze, wytykanie innym wad, niedoskonałości lub czegokolwiek co można by obśmiać sprawia mu nieprzyzwoitą radochę. W ten sposób asekuruje się przed ostrzałem wobec własnych wątpliwych zasobów, które na litość boską w gruncie rzeczy są czymś absolutnie normalnym. Ale jemu jest lepiej jak się droczy, jak lina przyzwoitości przekracza granice. Na dodatek niekoniecznie się tym przejmuje, wystarczy zerknąć w lustro i świat znowu migocze tysiącem gwiazd.

    Mimo zamiłowania do estetyki, postać Narcyza, zarówno mitologicznego jak i współczesnego, nie napawa mnie optymizmem. Powiem więcej, jestem tą postacią do głębi zasmucona. Co jeszcze? Myślę sobie, że nie trzeba znać na pamięć tablicy Mendelejewa, mieć w jednym palcu zasad savoir vivre, władać ośmioma językami, ani przypominać okładkę grudniowego numeru Shape, żeby uważać się za kogoś godnego uwagi. Nie odrywam tu eureki, ale narcyzów jak mrówków, a i łabędziem być się chce. Rozwój, samodoskonalenie, jakby super. Chcemy więcej, mniej leniwi nawet to więcej mogą. Bo żyjemy w czasach możliwości, które poprzednie pokolenie znało tylko w teorii. Możliwości, z jakich aż żal nie korzystać, w których człowiek człowiekowi człowiekiem to wciąż możliwość najlepsza z możliwych.

AJ