Stanisław, Tereska, Halina, Zenek i Honorata.
- Stanisław nie odbiera, do Teresy też wiadomości chyba w czeluść bezkresną jaką idą. Nie to nie, ze ścianą gadać nie będę! Też specjalnie nie tęsknie. Jest co być musi, rok w rok ten sam czort.
- Już się tak nie nabzdyczaj! Halina, to Ty nie wiesz, że złość piękności szkodzi? Że z tymi świętami to jakiś pogrom i że firanki wykrochmalone to jeszcze nie wszystko?
- Sam ręki nie przyłożył to się teraz popisuje. Patrzcie państwo, prezes się znalazł. A potem zasiądzie tylko i że majonezu mało, soli pożydziłam, żurek niedzisiejszy.
- Halina ja mam smak, a i zakupy na te jajka kto robił? Tymi rencami żem przyniósł, to i chrząkać mogę!
- A se chrząkaj i stękaj, byle nie przy stole. I z oczu zejdź czym prędzej!
Święta święta tuż tuż. Jedni kojarzą je z dialogami powyżej, drudzy, z corocznym obowiązkiem. Jeszcze inni przypisują im smakowite konotacje, a następni, czekają aż skończą żer. Moje skojarzenia oscylują między leżakowaniem, które jest niepisaną, wieloletnią tradycją rodziny, a odświeżeniem rozmaitych koligacji, które w ciągu roku przykrywa kurz. Tu znajdą miejsce opowieści, szczególnie babcine, w których historia niejedno ma imię. Także tu, człowiek naturalnie popuści pasa, podsłucha samych dobrych rad, nie oprze się mazurkom, ale i otrze o błogie lenistwo. Wielkanoc zdejmuje też obowiązek nastawiania budzika, pamiętania o tabelach kalorycznych oraz wyrównuje najświeższe relacyjne spory. Każda kolejna, odsłania brutalnie miniony czas i pokazuje zaszłe zmiany. Gorsze zmiany to te, w których przy stole ubywa ludzi. Lepsze, jeśli pamięć o nich wciąż żywa.
W tym roku przemierzę sporo kilometrów, czyli objazd, coś poczytam, czyli klasyk, odwiedzę spragnionych, czyli tęsknoty i odpocznę, czyli dobrze. A przynajmniej taki plan rysuje głowa. Święta w całej patetyczności, której nie mówię nie, mają w sobie coś jeszcze. Mianowicie, wspólnotowość. Jakkolwiek zacietrzewiony człowiek by nie był, luzują napięcia. Przypominają, że ten Stanisław co nie odbiera to przecież ten sam Stasiek co lubi robić kawały, a się znamy hohoho, że Tereska też nie do końca zła, bo jak trzeba było poratowała groszem, a i Halinie kucharski honor przyznać trzeba. Zdarzyć też się może, że na spacerze wpadnie się na Zenka, jakiemu córa w oczach rośnie na piękną pannicę, czy telefon od Honoraty, z którą najświeższe plotki to nie lada gratka. Wszystko powyżej odsłania drobne osobiste historyjki, w których jesteśmy zaklęci.
Bowiem nic nie działa bardziej krzepiąco jak magia wspólnych wspomnień. Nawet tych błaho miniaturowych, które pamięć poddaje destylacji. To one, pozwalają czuć się przynależnym. Jakkolwiek patetycznie to brzmi, poniekąd, dowodzą naszego istnienia. Osobiste połączenia, zapisane w kartach potylicy, to także znamienny czas na wszelkiego rodzaju przemyślenia. Od przedwiosennych porządkujących podsumowań, po zapomniane koleżeńskie rewizyty, przez kursy maminej kuchni, do daleko idących wniosków, w których jajko jest mądrzejsze od kury. Od siebie dorzucę jeszcze życzenia spokoju oraz wspomnianą wcześniej wspólnotowość. Osobiście zaklętą w pamięci o Staśku, gadatliwej Honoracie, wyrozumiałości dla Tereni, w pochwałach dla Haliny, pogawędkach z Zenkiem oraz uważności dla wszystkich rzeczy, które nas łączą.
AJ