HEJ RYCERZU

O mężczyznach, którzy boją się kobiet.


    Zastanawiam się, ilu jest dzisiaj mężczyzn, których zaciekle w zeszłej dekadzie szukała Danuta Rinn. Już nawet nie orłów, sokołów, herosów. Ale chociaż nie buhajów, nie baranów, nie cykorów. Takich, dla których liczy się wzajemne uczucie, szacunek, partnerstwo, świetny dobór seksualny. Tych, którzy są zdolni do miłości i nie dostają rumieńców przed leczniczą wręcz bliskością. Egzemplarzy, którzy nie konserwują niedojrzałości, a ich ostatnim odpowiedzialnym wyborem nie jest jedynie zmiana gracza w FIFA na peceta. Zawodników, co to grają do jednej bramki, mimo braku rodzicielskiego wzorca czy nieobecności innych, ważnych rodzinnych warunków atmosferycznych. Wciąż męskich, lecz rezygnujących z ciągłej agresji i chęci dominacji, na rzecz zbudowania solidnych fundamentów dla siebie i własnego otocznia, w otwartym dialogu ze swoimi kobietami.

    Chodzi też o takich, którzy zamiast bycia pięknym i dostępnym seksualnie chłopcem, wybierają bycie zdecydowanym i optymistycznie myślącym mężczyzną. Tych bez bojaźni dla starzenia, ale z odwagą dla trudności. Prostolinijnych, którzy ze szczerością poinformują, że raczej Wam nie po drodze albo może starajmy się bardziej. Którzy prócz pary nowych najków i kremu z antyutleniaczem mają na miesięcznej liście zakupów bukiet chabrów i bycie na czas. Tych z piegami, okularami, brodami, tatuażami, bliznami, wspomnieniami (wpisz co tylko chcesz). Wszystkich, którzy odpowiadają na wiadomości, jak również innych, którzy nie znikają z dnia na dzień lub o tym że odeszli, nie informują odlajkowując Twoje social media. Może też tych, którzy nie muszą orientować się w najnowszych kolekcjach Zary, ale skojarzą Twoje oczy z odpowiednim nastrojem.

"Może po prostu posadź kobietę przed sobą,
pogadaj z nią i postaraj się podniecić ją własnym mózgiem." Pokolenie Ikea

    I chociaż można by tak wymieniać bez końca, drugą stroną medalu jest kobieta. Tak, kobieta. Bo fajne kobiety rzadko wybierają na swoich partnerów bezmózgich rumcajsów, a niegłupi mężczyźni zdają się trzymać z dala od roszczeniowych cudzołożnic. Mimo, że w każdej regule są wyjątki, wszystkie bez reszty potwierdzają ogólną tezą, że do tanga trzeba dwojga, a jak Ci to tango nie wychodzi, masz wyrok za współudział. Być może jako kobieta powinnam trzymać stronę kobiet, na dodatek bezkrytycznie i przede wszystkim feministycznie. Jednak chcąc zachować sprawiedliwość, ustawiam się dokładnie pośrodku. Znam zbyt wiele par, w których pretensje kierowane względem drugiego, są kamuflażem tego pierwszego. Znam też całkiem inne, u których działają wspomniane wzajemne uczucie, szacunek, partnerstwo i świetny dobór seksualny.

    Zastanawiam się tylko, ilu mężczyzn ocali postępująca zamiana ról. Zresztą obecnie, owa mieszanka wciąż trwa. Przyglądam się jej z deprymującym niepokojem, choć niektóre zjawiska budzą moją dumę. Wszystkie kobiety zmartwychwstałe zdrowotnie, relacyjnie, biznesowo, cieleśnie, to dopiero twarde sztuki. Rosną jak grzyby po deszczu i chwała im za to. Jednak te silne kobiety, to wciąż kobiety, które dobrze jeśli w równym obok siły stopniu pozwalają sobie na słabość. Na liczne nie wiem, nie umiem, nie chcę, nie. Na bycie nie w formie, nie zawsze fit, nie ciągle w pracy, nie tylko na telefonie, nie wyłącznie poza domem, nie wiecznie przy garach, nie dla każdego natychmiast, nie bez skazy, nie bez cienia złości, nie tylko dla innych. Bo szczerze, nie wiem co gorsze, kobieta, która przeraża mężczyzn, czy mężczyźni, którzy boją się kobiet.

AJ