ŚWIĘTY DRAŃ

Studium przypadku. Wyjścia ewakuacyjne. Diagnoza.


    Każdy szczebel edukacji szkolnej ma do siebie to, że prawie od razu można wyodrębnić pewne grupy, podgrupy, kto z kim, gdzie i dlaczego. Właśnie wtedy, tworzy się pierwszy zarys rówieśniczej subkultury. Wybór jest wcale niemały. Święcą mistrzowie szkolnej drużyny, powodzenie u chłopaków mają wyłącznie gwiazdy, lamusy nic nie mówią za to dużo obserwują, jest też klasowy kabel, sercołamacz, najlepsza wszystkich psiapsióła, kujon, ta której nikt nie rozumie, leser, krejzolka, Ci z miasta, Ci ze wsi, pedagogiczny lizus, lojalny uczuciowiec, człowiek demolka, okularnica, wagarowicz, dziwak, ladacznica, legenda rocznika, Ci co pójdą na medycynę oraz Ci, którzy zapukają do drzwi pośredniaka. Jest też chłopiec o złotym sercu, który z obawy przed swym zwykłym, prawdziwie poczciwym obliczem, robi wszystko, by utrudnić ogrom sobie i innym, a nuż przejdzie gładko przez życie. Taki z niego święty drań.

    Trochę w nim z sercołamacza, trochę z lesera (a przynajmniej tak chce siebie widzieć). Najwięcej w nim jednak z lamusa, dużo też z uczuciowca, czego laik nie dostrzeże, większy spec też niekoniecznie. Do tego trzeba i zmysłu i czujności i pewnego wyczucia, które jego emocje skryte głęboko wyłonią na powierzchnię, oswoją, zaaprobują i istnieć pozwolą. Bo te jego serce złote, pokiereszowane jest, wariackie, zlęknione odrzucenia, i w pancerzu. Powodów może być kilka. Odrzucenie chociażby, ale pomińmy freudowskie analizy. Wierząc, że każdy ma wybór, też i jemu on przecież przysługuje. Jeśli egzemplarz chce tak właśnie iść przez życie, raczej gładko, ludzi tylko szturchając, niech idzie. Może. Nie zatrzymywać. Egzemplarzy takich na siłę zatrzymać się nie da. Zresztą kogo się da? Ano tylko człowieka chorągiew, bez ani jednego swojego zdania. Każdego innego, pod groźbą, za zniewagą, generalne czy szczegółowe zatrzymanie na siłę to zło.

"Zostaw żesz i jego, dam Ci jutro lepszego. Po takim draniu mniej boli,
nie Tobie pół życia spie*doli." domowe melodie

    Powiem więcej, nie ma nic bardziej zabawnego, jak te wszystkie kozackie pozy, jaki ja zły, niedobry i na dodatek cham. Łamię serca, po prostacku, wszystkie jedne każda moja. Szesnastolatki (chociaż młodzież dziś szybko dojrzewa) może i on rusza, za to kobiety przed trzydziestką, mają z tego niezły ubaw. To mniej więcej tak jak ze striptizerem na wieczorze panieńskim. Fajnie popatrzeć, dobra rozrywka, będzie też co powspominać, no i w sumie tyle. Ni rak ni ryba. Ni to kochać, ni zostawić. Święty drań jednak rzadko kiedy zdaje sobie sprawę z własnej zabawności i idzie w zaparte, że on tak z urodzenia, zły, buńczuczny, niepokorny. Niech będzie. Może. Egzemplarzy takich na siłę kochać się nie da. Zresztą kogo się da? Ano tylko człowieka samotnego, bez ani jednego swojego bliskiego. Każdego innego, pod groźbą, za zniewagą, generalne czy szczegółowe kochanie na siłę to zło.

    A poza już wszystkim, dojrzały szczebel edukacji życiowej ma do siebie to, że prawie od razu można wyodrębnić pewne osoby, z kim chce, z nim nie, gdzie, po co i dlaczego. Właśnie wtedy, tworzą się klarowne odpowiedzi na pytania z poprzedniego zdania. Wybór jest już mniejszy. Bez schematyzowania subkulturami i w odsieczy przed tymi, którzy wykluczą nas zanim my wykluczymy ich. Na przykład chłopiec o złotym sercu, który z obawy przed swym zwykłym, prawdziwie poczciwym obliczem, zrobił wszystko, by utrudnić ogrom sobie i innym, a nuż przeszedł gładko przez życie. Taki był z niego święty drań. Egzemplarz, który w starciu ze zwykłymi koleszkowcami przegrał jeszcze w przedbiegach. Bo z tymi zwykłymi, nawet jak gładko nie idzie, to chociaż z pewnym wyczuciem, bez szturchania, gróźb, zniewag, generalizowania i nie na siłę.

aut. Agnieszka Osiecka

AJ