NIEZŁA SZTUKA

Co łączy komandoskę z siostrą miłosierdzia?


    W nie najweselszych okolicznościach przyrody zamówiłam niedawno taksówkę, kierunek szpital, cel odwiedziny. Jako że trasa była krótka, dzień młody, a kierowca gawędziarz nadzwyczajny, pod tym właśnie szpitalem, dobrą godzinę, ucięła się obszerna pogawędka. Pan Zigi, jak roboczo przedstawił się kierowca pojazdem, był tego dnia niewygadany bardziej niż tuzin kobiet razem wziętych. Opowieści dryfowały między tematami z zakresu umów śmieciowych, odkładania na emeryturę, osobliwych klientów taryfy, po sławetne relacje międzyludzkie. Gdzieś pomiędzy zdaniami, Zigi raczył wtrącić: "niech posłucha, ja coś Pani wytłumaczę, kobieta żona to inny gatunek kobiety, to kobieta umiejąca wybaczać." Odpowiadając, wyrwałam bez zastanowienia: "chce mi Pan powiedzieć, trochę przygłupia, nieco przyślepa?" Zigi zmarszczył czoło, gwałtownie poprawił czapkę i odparł: "nie o to się mnie rozchodzi, niech posłucha teraz uważnie, kobieta to dla mężczyzny nie lada wyzwanie, wygodni wybierają proste rozwiązania, a Ci czegoś warci, wolą pogłówkować."

    Na znak zrozumienia, w ciszy, wymieniliśmy pojednawczy uśmiech. Po chwili, Zigi kontynuował: "jak ja słucham młodzieży, właściwie niech Pani wybaczy, rozbuchanych smarkul, jak ja się cieszę, że to za mną, bo dziś bym sobie żony stanowczo nie znalazł. Jeden partner? Gdzie tam! Mało! Jakieś fale nowe, mody, wymiany, rozbestwienie, zero klasy. I taka jedna z drugą myślą, że one chłopa cnotliwego schwytają, rozkochają? To się włos jeży i zwątpienie jakieś rodzi." Dłuższą chwilę zajęło mi uspokojenie rozmówcy, wytłumaczenie że chłop cnotliwy to trochę jakby oksymoron, ale i że myśli się inaczej, a ożenek to nie droga dla każdego. Nie do końca przekonany, niepostrzeżenie, przestawił rozmowę na inne tory: "bo to by trzeba było zacząć od meritum, od zasad proszę Pani, tam gdzie są, szwy nie pękają." Pełna zgody, podając memu rozmówcy pożegnalny uścisk dłoni, jeszcze przed szpitalnymi odwiedzinami, chwilę kluczyłam myślami w rejonach zasad. Natchniona rozmową, wyklarowałam jedno, krótkie antidotum.

"Czasami palce pragną aksamitu, a nie drzazg. Normalna potrzeba." Marcin Świetlicki

    Mianowicie, jest jeszcze inna, przystępna w użyciu zasada. Nie zawsze respektowana, nie każdorazowo dostrzegana. Ponadto, nie ma oficjalnego zapisu, a więc dlatego, nie obowiązuje odgórny nakaz wcielania jej w życie. Na wstępie uprzedzę też, że odnosi się raczej do klauzuli sumienia niż daleko idących aspektów o charakterze czysto formalnym. Otóż, posiadanie jakiegokolwiek immunitetu, nie zwalnia z bycia fair. Innymi słowy, czy siedzisz na zasłużonym prezesowskim stołku, trzymasz byka za rogi lub domowe fundusze w ryzach rozsądku, jesteś genetycznie predysponowany do obcowania ze swoim gatunkiem. W jakim to obcowaniu, masz być fair wobec siebie i owego gatunku. Fair wobec kobiety, którą postanowiłeś kochać. Fair wobec pracowników, którzy odbębniają za Ciebie lwią część służbowych obowiązków. Fair wobec przyjaciół, jakim zawdzięczasz w wielu wyjątkowych okolicznościach opiekę psychologiczno - spożywczo - towarzyską. W końcu, fair wobec siebie samego, bo udawanie to miernota.

    Co jeszcze daje fakt bycia fair? Bez wątpienia, spokojny sen. Uczciwi ludzie miewają niebywale udane przejście od dobranocki do pierwszego piania koguta. Równie pewne, brak konieczności wydatkowania zaskórników na psychoanalityka, przywódcę duchowego, obwoźnego kaznodzieję czy innego uzdrawiacza sumienia, który usługą mógłby zdjąć brzemię niekoniecznie haniebnych uczynków. Na dobitkę, uchodzenie w oczach postronnych ale i w lustrzanym odbiciu za nie durnia. Poza wszystkim, uzupełniająco, ale nie mniej trwale, umiejętność łączenia deficytowego momentami człowieczeństwa z zasobami, jakie masz wciąż do zaproponowania innym. Zależnie od tego co wrzucisz do worka swojej własnej charakterystyki, wykluczając z góry manipulowanie, nadmierne obwinianie, krytykę wszelkiej skali, brak poszanowania, nietolerancję dla zwykłości czy gorzkie przejawy nielojalności, zyskujesz ponadto, pewną życiową krystalizację. Odpowiednie na życie towarzystwo. A destylowanie własnego otoczenia, to ulga w sercu, na duchu i śledzionie. W końcu w życiu, potrzeba nam tylko ludzi, którzy chcą w nim być. I to Ci dopiero niezła sztuka.

AJ