KOMPLEKS MESJASZA

Poza tym? Wszystko doskonale.


    Sposobów na chandrę i smuteczki jest co najmniej kilkanaście. Te poradnikowe, jak ruch, zdrowe odżywianie, wizyta u specjalisty, czy poradnikowe jakby mniej, tabliczka czekolady, zawinięcie w cieplutki koc, wieczorne przytulanie, często ustępują upodobaniom osobistym. A mówię o tych, w których karta idzie w ruch. Dobrze czytacie, zakupy rozładowują wszelkie nerwice. Nie zakupoholizm, ale sączone na własne przyjemności wydatki. Piękniejsza część gatunku często lokuje stresy w szerokim rozumieniu pojęcia "odzienia wierzchnie". Nowa para szpilek, bluza z podwójnym suwakiem, skarpetki w pelikany i ten haftowany ręcznie szal. Jako że nie jestem biegła ani w zakupach odzieżowych, ani też trwale zżyta z obiecującymi śliwki na wierzbie używkami, witając się z chandrą, sięgam po własny arsenał antystresowych możliwości. Pakiet startowy "antystres" opiewa na zaznajomienie ze stanem konta, prognozą pogody na najbliższe dni, aktualnym kalendarium koncertowym i jednym zamaszystym sunięciem palca po mapie.

    Tym razem wskazujący zawędrował na Pomorze. Do miasta z setką sentymentów. Hostelem, który zazwyczaj mijam choćby dla odświeżenia dawnych fragmentów ponadprzeciętnych wspomnień i dla Coffee Perk, jaka serwuje łamiące serce oraz talię osy tarty. Karta poszła w ruch, prognozy wskazywały optymistyczny scenariusz, a muzyczny (choć zaskakujący) wybór zapowiadał wzruszenia. Stało się. Kierunek Gdańsk. W postać osoby towarzyszącej wcieliła się rodzicielka Balbina, zgodnie z myślą o przegadywanym niegdyś tam weekendzie z wodą w tle. Wcześniej musiałam skrupulatnie wytłumaczyć, dlaczego nie wolałabym odłożyć tych funduszy na emeryturę, które miejsca są najwygodniejsze w busach oraz czemu wybrałam nocleg obok Akademii Muzycznej. Argumentami rozdmuchującymi wszelkie wątpliwości były pewna długa historia i koncert Kelly Family. Tak, tego Kelly Family, którego swego czasu słuchały tysiące miliony, a który w innych kręgach, uchodził za przesadzony wybuch kiczu.

"Jeśli ludzie mówią o długiej historii, oznacza to zazwyczaj, że jest krótka, ale oni ze wstydu nie potrafią zdobyć się na powiedzenie sobie prawdy." Cecelia Ahern

    Bez wstydu, należałam do pierwszej grupy. A na gdański koncert jechałam co najmniej podekscytowana. Mogłabym też nadmienić jak krępująco było być swataną przez własną rodzicielkę z kierowcą taksówki lub jak wybornie mieszkało się w budynkach należących do Akademii. Dzięki temu, porankom towarzyszyły próba gitarowa, dźwięk skrzypiec czy znów kiedy indziej pianino. Jednak nie w tym rzecz. W dzień przed podróżą, jakimś wprawdzie dziwacznym trafem, też koncertowałam. Wieczór z młodym wokalistą, którym chełpi się ostatnimi czasy publika. I o ile muzyki słucham zazwyczaj dla znalezienia odpowiedzi albo banalnego relaksu, z koncertu wyniosłam raczej pytania. Czy duma przeszkadza sztuce? Czemu niszowe znaczy wartościowe? Po co koncertom powaga? Po co sceniczne teatry niedostępności, skoro przed sobą masz wielbiący Cię tłum? Czy jedyną słuszną odpowiedzią na pytanie czego słuchasz jest "jazz i Chopin"? Pytań było jeszcze trochę. Odpowiedź, mniej więcej jedna.

    Kompleks Mesjasza, o którym tekst rzucił się w oczy sam. W telegraficznym skrócie podam, że jest to zaburzenie psychiczne, podczas którego dany osobnik uważa, iż jego przeznaczeniem jest ocalenie rzeszy osób (myślę kojarzycie). Rzesza osób również sama może wytypować owego mesjasza. Trochę jak w muzyce, w relacji muzyk fan. Z koncertu przed podróżą. Czyli jaśniej, im bardziej człowiek się spina, tym w mojej opinii, wybitnie mu wręcz nie wychodzi. A może też zwyczajnie, ja tego nie kupuję. Za to kupuję charyzmę, różnorodność, dawki wzruszeń, głębokie wokale i instrumenty wszelkiej maści. Czyli jaśniej, wszystko to, co zaproponowali odwiedzającym Ergo Arenę Kelly Family. Do tego perkusyjną solówkę, oprawę graficzną, świetlną, kontakt z publicznością i...ostry ból krzyża. Bo publiczność, wraz z pierwszymi dźwiękami, ochoczo powstała z miejsc i blisko trzy godziny zdania w temacie zmienić nie zdołała. W tym ja, moje niedoleczone przeziębienie i łupiący tego dnia krzyż. Poza tym? Wszystko doskonale.

AJ