JAK RZUCIĆ PALENIE

A jeśli już, to po co i dlaczego.


   Palić nauczył mnie przyjaciel. W podstawówce. Las koło domu, dwa ścięte pieńki i my, na wagarach. - Nie zapalisz? - Nie umiem. - To ja Cię nauczę!. Zazwyczaj do złego nie potrzeba wiele więcej. Podjudzanej ciekawością, mnie wystarczyło. Palić nauczyłam się tamtego dnia, na czerwonych klasykach, Malboro. Odchorowywałam kilka dni, nie mogąc zrozumieć palaczy. Kilka lat później, dołączyłam z werwą w ich liczne szeregi. Nie potrzebowałam już zewnętrznej namowy. Wystarczyła pobudka i tradycja porannego dymka. Na czczo. Po śniadaniu, w trakcie spaceru, przed snem, towarzysko, bez towarzystwa - także. Takim oto, sposobem pospolitym, doszłam do paczki dziennie. 

    A palenie było jak trzecia ręka, z którą jak mówiono - jest Ci do twarzyCzłowiek na słowa łasy - uwierzył! Ale też i poważnie, palenie wchodziło w fazę psychologii chwili. Palenie na nerwy, na niepogodę, na smutki, na śmiech. Z równą ekscytacją na każdy szelest wyciąganej z torebki paczki. Kiedy indziej zdarzały się papierosowe kace, rachunek konta i sumienia, grzmiące słowa babci i zapach dymu. Wszędzie, gdyż kuchnia w ówczesnym mieszkaniu pełniła funkcje konfesjonału, baru i salonu w jednym. Na domiar złego, doszły koszmarne bóle głowy i charakterystyczne dla mnie bilanse, które robię od lat. W wielu sferach, dla porządku i rozeznania, co (kto) służy / co (kto) szkodzi. 

    Palenie służyło coraz mniej. W końcowej fazie studiów, podczas przerw w pracy, na pogawędkowym balkonie, palenie po prostu się nudziło. Dekadę z dymkiem i tak uznaję za zaawansowany związek, który naturalnie, nie przetrwał próby czasu. Doszły zdroworozsądkowe przesłanki o zdrowiu, czystych płucach i przewietrzonej głowie. Z drogi przed rzuceniem mogła mnie zawrócić tylko Maria Czubaszek i do niej uwielbienie, z papierosem właśnie. Motywacją dodatkową miała być niewykorzystana świnka, do której miały trafiać wszystkie dwudziestozłotowe banknoty znalezione w portfelu. Trafiały. Blisko rok. Dymek odchodził w niepamięć. Pozostało rozbić skarbonkę. 



    Średnia krajowa pensja, wyciągnięta z wnętrza różowego zwierza, stanowiła dodatkową nagrodę. Wakacje! Realny i wymierny bonus, który klaruje się przy eliminowaniu nałogów. Pomocnikami rzucania mogą być też apteczne specyfiki, ciąża, rozsądek i sympatia dla własnych płuc. Wobec niemożliwości zrealizowania któregokolwiek z wymienionych, zostaje przymierze ze sobą. Zakład, że się uda. Że zdrowiej. Że warto. Po 5 latach bez dymka nawet mózg zapomina, że palił. Na poziomie nawyku, odruchu i organicznej potrzeby. A moja kuchnia? Nadal jest konfesjonałem. Jadam w niej śniadania, wspominam Marię Czubaszek i oddycham powietrzem, które pachnie inaczej (serio serio!).





AJ